Ludzie najczęściej postrzegają penisy jako coś pozytywnego, przywołującego moc, władzę, siłę, męskość. Mniej widoczna, wygnana do sfery tajemnicy, ciemności i tabu jest kobieca wagina, srom. Wstyd, żenada – prawda? – aby używać takich słów.
Ktoś wpływowy, z urokiem i siłą, nazywany jest kolokwialnie osobą „z jajami”. Nie uraża nas Big Dick Energy – w mediach czy w sferze publicznej. Takie określenia postrzegane są pozytywnie. Inaczej sprawa ma się, gdy chodzi o kobiecy narząd. Akcje i ruchy mające na celu umieszczenie również waginy/sromu na honorowym piedestale napotykają nadal na niezrozumienie i opór. Panowie purpurowieją z oburzenia, padają zarzuty o obrazę uczuć. Choć na szczęście nie wszyscy tak reagują. Nie zmienia to faktu, że nie ma równości w tej symbolice. Penis – to moc, władza, siła, duma. Wagina – wstyd, nieobecność, wygnanie, wykluczenie, tabu.
Czas to zmieniać. Uwolnienie kobiecych umysłów od wielowiekowych więzów i skrępowania jest tak ważne jak kwestia życia i śmierci. Nie mówiąc o jakości życia. To nie jest temat tabu czy „poniżej pasa”.
Zdarzają się przypadki kobiet, dotkniętych chorobą nowotworową i cierpiących przez lata z powodu niewłaściwej diagnozy. Tak się może zdarzyć, gdy zażenowanie hamuje pacjentkę przed precyzowaniem własnych odczuć i stref bólu. „Boli mnie tam, na dole” – to unik, który może mieć tragiczne konsekwencje (więcej możecie przeczytać w artykule: Nowotwór sromu. „Przeszłam cztery operacje okaleczające” – w Kobieta.Onet.pl)
Rozmawiajmy o wszystkich partiach naszego ciała, na równi. Nie ma „lepszych” i „gorszych”.
Tak więc, powiedzenie: „Trzeba nie mieć jaj, aby mieć jaja” – nie jest tak naprawdę komplementem dla kobiety. To nadal wykluczanie. Nauczmy się, nie tylko mówić: „brak mu jaj”, ale również „brak mu waginy”.
*
(Marzenna Furmaniuk-Donajska/Donajski)