Cud naturalnych ciąż podczas lockdown

Znacie pary, które w cudowny sposób zaszły w ciążę podczas lockdown? – mając wcześniej z tym kłopoty. Wiele z nich, w każdym razie, nie kryje swej radości z tego powodu w mediach.

Cud czy nie cud, cokolwiek to było – zadziałało. Popularny w Niderlandach piosenkarz Danny Vera w wywiadzie wyznał, że po 4 latach prób i kilku terapiach in vitro, jego żona jest w końcu w ciąży. Dzieląc się opinią, że to dzięki lockdown. Na swoim koncie w Insta napisał: „Czekaliśmy na Ciebie prawie 4 lata, ale w końcu, będziemy mogli Cię powitać tego roku w rodzinie Vera!” Z hszatagiem #Cud #Ciąża

Fundacja Głosuj Na Kobietę jest organizacją non-profit i finansujemy działalność dzięki Darczyńcom. Możemy działać również dzięki Tobie.

Takich par jest więcej. Felicia (35-letnia mieszkanka również Niderlandów), po czterech latach przeróżnych terapii straciła już nadzieję. Aż tu nagle trzymała w rękach pozytywny wynik testu. Razem z jej chłopakiem krzyczeli, płakali i padali sobie w ramiona. Co jednak znaczy jeden test. Próbwali więc go powtórzyć. I jeszcze raz. Test był prawdziwy.

Nie było medycznego uzasadnienia, dlaczego wcześniej ciąża im się nie udawała. Para była już po 6. zabiegach IUI (sztucznego zapłodnienia nasieniem partnera) i 3. zabiegach IVF („zapłodnienia w próbówce” – laboratoryjnego łączenia komórki jajowej z plemnikiem).

I przyszedł czas lockdown. Praca w domu stała się normą. Zamiast ciągłego ruchu, wśród mnóstwa obowiązków i ludzi – nagle wraz z chłopakiem i laptopami znaleźli się w domu. Zakupili chłodziarkę do wina i robili z nij jak najlepszy użytek. Co środę wieczorem otwierali butelkę i przyjemnie spędzali czas.

Trudno jednak powiedzieć, że to brak stresu spowodował nagłe zajście w ciążę u wielu par. Pojawił się bowiem inny rodzaj zmartwień: o klientów, o kontakty, o niezrealizowane podróże i plany…. Być może jednak lockdown był formą relaksu dla zabieganych ciał.

Również dla lekarzy zauważalne stało się, że więcej par, ze zdiagnozowanymi wcześniej problemami płodności, w czasie lock down w naturalny sposób zaszło w ciążę. Zaczęto się temu bliżej przyglądać.

Leczone są na ogół pary, u których prawdopodobieństwo zajścia w ciążę w ciągu roku jest mniejsze niż 30%. Zdarza się, że pary z list oczekujących na zabiegi zachodzą w naturalny sposób w ciążę. Dokładne zbadanie takiej kwestii, w normalnych warunkach, jest jednak niełatwe. Ponieważ kobiety, które chcą mieć dzieci trudno jest zmotywować do uczestnictwa w tego typu badaniach. Po latach starań chcą mieć dzieci jak najszybciej. Możliwe jest zatem jedynie przejrzenie badań z okresu ostatnich dwóch miesięcy. Gdy terapie z powodu pandemii zostały wstrzymane.

W kilku krajach, takich jak Australia czy Anglia trwają właśnie badania ciążami do których doszło w naturalny sposób podczas wirusowego kryzysu, u par mających wcześniej trudności. Rozmawia się też o podjęciu tego typu badań w Niderlandach.

Frederika Prak, lekarka zajmująca się płodnością w uniwersyteckiej klinice UMC w Utrechcie podsumowuje: „49 par, z którymi pracowaliśmy zaszło spontanicznie w ciążę po przerwaniu leczenia. 23 pary spośród nich miały problemy z płodnością. Inne pary były w trakcie doboru zarodków, gdyż nie chciały przekazywać swojemu potomstwu chorób dziedzicznych. Te pary być może zmieniły punkt postrzegania zjawisk, gdyż nikt w marcu nie wiedział, jak długo potrwa lockdown i kiedy będzie można wznowić leczenie.”

Lekarze są jednak powściągliwi z wyciąganiem konkluzji. Trudno powiedzieć, czy istnieje jakiś związek ze stresem lub jego zmniejszeniem się. Istnieją badania mowiące, że stres jest czynnikiem powodującym trudności w zajściu w ciąże. Istnieją też badania, które temu zaprzeczają.

Wprawdzie trudno wyciągać pośpieszne wnioski, jednak lekarze uświadomili sobie podczas przymusowego okresu zamknięcia, że wiele par leczonych było wcześniej, nie tyle z powodu bezpłodności, lecz zmniejszonej płodności.

Marzenna Donajski / Donajska

”M” jak Maj (i Masturbacja)

Odczarowywanie tabu. Milou van Rossum (NRC) dodaje słowo do czynu 😏 – czyli zabawki erotyczne.

Być może przegapiłyście, ale wkraczamy już w trzeci tydzień corocznego międzynarodowego miesiąca masturbacji. Obchody są kontynuacja tego, co zostało zainicjowane jako dzień masturbacji w 1995 roku: najpierw 7 a później 28 maja. Dzień/miesiąc masturbacji został ustanowiony 25 lat temu przez amerykańska firmę „Dobre Wibracje” (American Good Vibrations). Mini sieć dwóch sklepów i sklepu internetowego z artykułami erotycznymi, „pozytywnie seksualnymi” – z nastawiem na sprzedaż artykułów kobietom. Wówczas jeszcze o dość małym zasięgu jeśli chodzi o liczbe klientek.

Powodem ustanowienia obchodów stało się zwolnienie w grudniu 1994 r. Joycelyn Elders, aktywnej wówczas jako generalna chirurżka, zarządzającej U.S. Public Health Service Commissioned Corps, części Departamentu Zdrowia Stanów Zjednoczonych. Joycelyn Elders została zapytana na konferencji AIDS ONZ, czy dobrym pomysłem byłoby zachęcenie młodych ludzi do masturbacji, aby ich odwieść od bardziej ryzykownych form seksu. Elders odpowiedziała, że ​​samozadowolenie jest częścią ludzkiej seksualności i że dzieci być może powinny one uczyć się tego w szkole. Nie przypadło to do gustu prezydentowi Prezydent Billowi Clintonowi.

„Dobre Wibracje” postanowiły uhonorować Joycelyn Elders akurat w maju – a nie na przykład w grudniu, ponieważ: „maj jest symbolem przebudzenia seksualnego”. Poza tym, nazwa miesiąca zaczyna się od tej samej litery, co masturbacja. Miesiąc masturbacji jest oczywiście promowany w firmach, które, podobnie jak Good Vibrations, mogą na tym zarobić. To znaczy, dostarczając artykuły: „dyskretnie pakowane i dostarczane do domu”.

Obroty tego typu sklepów wzrosły dość znacznie w ostatnim czasie. Ma to związek, nie tyle z obchodami miesiąca masturbacji, ile z tym, że wielu singli w związku z zapanowaniem epidemii koronawirusa, chce przestrzegać zasad dystansu społecznego I nie uprawia seksu.  

Na Bol.com wibratory w słynnym modelu Tarzan (z osobnym stymulatorem łechtaczki) sprzedały się w obiegłym tygodniu w ilości o 35 razy większej niż rok wcześniej. „Są to tysiące” – jak powiedział rzecznik. Kyo Piston – wibrujący męski masturbator typu abstrakcyjna imitacja pochwy – został sprzedany tego tygodnia w liczbie 65 razy większej niż rok wcześniej.

Również EDC – lider sprzedaży tego typu artykułów w Europie – przeżywa spektakularne wzrosty zysków. To spółka-matka takich popularnych internetowych sklepów jak: Easytoys, Pabo, Beate Uhse. EDC jest również hurtownią. Sprzedaż do sklepów wprawdzie gwałtownie spadła w ostatnim czasie, ale spadek ten zrekompensowany został przez sprzedaż online erotycznych zabawek dla klientów indywidualnych.

„Zwykle kwiecień jest naszym najgorszym miesiącem” – mówi kierownik ds. marketingu Patrique Benes. „Ludzie wychodzą w plener, rezerwują wakacje, zaczynają się imprezy na świeżym powietrzu. Tym razem kwiecień okazał się miesiącem wszechczasów.” Sprzedaż wzrosła prawie dwukrotnie w porównaniu z poprzednim rokiem. A w szczytowym momencie – w dniu 18 kwietnia – prawie trzykrotnie. Wiele zamówień pochodziło od całkiem nowych klientów.

Tak zwane jajeczka wibracyjne i tak już wcześniej były sukcesem – mówi Benes – ale przez ostatnie siedem tygodni zyskały największą popularność. Przyczyną prawdopodobnie jest to, że można nimi sterować z odległości 30 metrów – a więc bezpiecznej w warunkach koronawirusa. Również popularne na całym świecie są jajeczka Lovense – kontrolowane przez aplikacje. Zostały one opracowano z myślą o pracownicach seksualnych z kamerami internetowymi. Wśród produktów dla mężczyzn niezwykle popularny od czasu wprowadzenia kwarantanny stał się podgrzewający masturbator oralny Otouch (abstrakcyjna imitacja ust) oraz realistyczne lalki erotyczne.

Rada z sieci Good Vibrations? – W dzisiejszych czasach rozsądne jest bardzo dokładne czyszczenie zabawek erotycznych. Na stronie (goodvibes.com) szczegółowy podręcznik można znaleźć pod linkiem „Jak to zrobić” (‘How to’s’).

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Źródło: NRC

Seks singli w czasie pandemii: przez webkamerkę, solo lub na odległość 1,5 metra

Organizacja Soa Aids *) w Niderlandach zdaje sobie sprawę, iż niezbyt realistyczne jest oczekiwanie, że ludzie będą unikać intymności i seksu przez dłuższy czas. Obecnie jedynie osoby posiadające stałą partnerkę/partnera, z którą razem mieszkają, mogą uprawiać seks zgodnie z zasadami dotyczącymi koronawirusa. Miliony singli muszą zatem szukać alternatyw.

*) –  s.o.a. = choroby przenoszone drogą płciową

Zdjęcie: ANP XTRA

Co doradza Soa Aids? – w tak laickim kraju, jak Niderlandy

Najlepiej, jeśli singielki i single, w czasie panującego koronawirusa, uprawiają seks z pomocą kamerki internetowej z ukochaną osobą. Jeśli nadal chcą się spotkać, najlepszym rozwiązaniem jest trzymanie się od siebie z dala i masturbacja.

„Musimy zapewnić osobom bez stałego partnera informacje, aby zminimalizować ryzyko zakażenia koronawirusem, jeśli zdecydują się na seks. W ten sposób mogą dokonać własnego wyboru, który najbardziej im odpowiada, i chronić siebie oraz innych.” – mówi Hanna Bos, lekarz kontroli chorób zakaźnych przenoszonych drogą płciową z organizacji Soa Aids.

Kamera internetowa i czat

Co to oznacza dla singli, którzy chcą randkować i być może coś więcej? Nie randkujemy, ale korzystamy z kamerki internetowej oraz czatu, z zabawkami erotycznymi lub bez nich. Jeśli już randkujemy, to zachowujemy bezpieczną odległość 1,5 metra i uprawiamy seks solo przed drugą osobą.

„To niesie najmniejsze ryzyko infekcji koronawirusem i jest zgodne z zasadami Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego i Środowiska” (RIVM) – doradza organizacja.

Po upłynięciu dwóch tygodni, bez pojawienia się objawów wirusa (przeziębienia, kichania, kaszlu, duszności) możliwa staje się intymność lub seks, w czasie których zbliżamy się bardziej do siebie. Ta rada dotyczy również znajomych-przyjaciół, z którymi utrzymujemy relacje głównie seksualne a nie inne (f.w.b. – friend with benefits) oraz bliskich, stałych znajomych-przyjaciółek „do przytulania”.

I końcowa porada organizacji, jeśli chodzi o konkretne działania: najpierw, przed momentami intymności lub uprawiania seksu, myjmy ręce i narządy płciowe (penis, waginę, odbyt). I korzystajmy jak narzadziej z transportu publicznego. Idźmy na piechotę na randkę, jedźmy rowerem lub samochodem. Myjmy też ręce po seksie lub intymności.

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Kapłani katoliccy na porodówkach

zdjęcie: Newsweek

„Porodówka. Leżymy wykończone nieprzespaną nocą. Jedna – pęknięta, obolała, nie usiądzie przez najbliższe kilka dni. Druga – elegancko nacięta, obolała, nie usiądzie przez najbliższe kilka godzin. Obie wietrzą obolałe krocza. No i ja – po cc, nie wstanę przez najbliższe kilka godzin. Na pościeli krew. Na pidżamach krew. Ja z workiem na mocz i cewnikiem. Jedna z cyckiem na wierzchu, właśnie stara się karmić. Druga – ma obydwa obłożone posiekaną kapustą. Dzieci krzyczą na zmianę. Wtedy wchodzi on. W ubraniach wierzchnich. Z zarazkami. Z bakteriami. Nie puka. Włazi jak do siebie. My skrępowane, chowamy biusty, plamy krwi, krocza. A on, ni stąd ni zowąd, podchodzi do noworodka i macha mu nad głową znak krzyża. Matka zszokowana mówi „Szczęść Boże”. A jakby była ze świadków Jehowy? Dlaczego nikt nie zapytał nas o zgodę? Czy kominiarz też mógłby tu tak z ulicy sobie wejść i nas bezkarnie oglądać w tak intymnych chwilach? Gdzie jego fartuch ochronny? Obcy facet wchodzi bez pytania do obcych kobiet w jednym z najbardziej intymnych momentów w ich życiu, a gdzie prawo do prywatności? Do godności? A jakby zamiast księdza wszedł Rabin? Albo Pastor? Kobiety w takim stanie nie mają sił, aby zareagować. I nikt nie robi z tym nic. Amen” – czytelniczka Głosuj na Kobietę

(więcej przeczytacie w Newsweek, w artykule pt: „Człowiek nieprzytomny po porodzie a tu komunia” z 22.01.2020 r.)