Akcja #ProudToBeWorkingMum

Jesteś pracującą mamą?

#bePROUD!

Obchodzimy dziś Dzień Matki i zainicjowanie akcji #ProudToBeaWorkingMum

Z przyjemnością ogłaszamy, że zostaliśmy partnerem akcji, gdyż bliskie nam są wartości i idea jaka za nią stoi.

Wizja matki pracującej zawodowo opatrzona jest łatką egoistki, kobiety skupionej wyłącznie na swoich potrzebach – nie ma na to naszej zgody. Macierzyństwo nie może stać w sprzeczności z aktywnością zawodową. Potrzebujemy potencjału kobiet w polityce, na rynku pracy i w organizacjach.

Chcemy, aby kobiety myślały o sobie:

JESTEM MAMĄ AKTYWNĄ ZAWODOWO I JESTEM Z SIEBIE DUMNA!

Akcja rozpoczyna się w dniu dzisiejszym, 26 maja!

Tym samym Zachęcamy pracujące mamy do opublikowania w mediach wpisu z #ProudToBeaWorkingMum oraz opisania swojej historii odpowiadającej na pytanie:

„Jestem mamą aktywną zawodowo i jestem z siebie dumna. Dlaczego?”

Inicjator akcji: Femmeritum

Partnerzy akcji: Fundacja Share the Care, MamaPrawniczka, Mokosh, Helping Hand, Sieć Przedsiębiorczych Kobiet, Leading Women, Father_ing, WiseRabbit, WeCom PR, Wdzięczni Za Obfitość, Busola Wyborcza, Hays, DELL, Natwest, Instytut Badań Strukturalnych, Devire, Inco, Muzeum Historii Kobiet, #StopKrytyceMam, Vital Voices Poland, Małgorzata Warda & Partners

Patroni medialni: Onet, Forbes Women, Poland Weekly

Matronat: Muzeum Historii Kobiet

#proudtobeworkingmum#kobiety#mamy#pracującemamy#liderki#gospodarka#ekonomia#ekonomiaobwarzanka#ekonomiafeministyczna#polityka#głosujnakobietę

Kobiety z całego świata

Kobiety z całego świata 🌹☀🌈

W pracy, w drodze do pracy, stale aktywne, ze swoimi maluszkami 🌹☀🌈

Noszą na barkach cały świat. A może jeszcze więcej…

Marzenna Donajska

Cud naturalnych ciąż podczas lockdown

Znacie pary, które w cudowny sposób zaszły w ciążę podczas lockdown? – mając wcześniej z tym kłopoty. Wiele z nich, w każdym razie, nie kryje swej radości z tego powodu w mediach.

Cud czy nie cud, cokolwiek to było – zadziałało. Popularny w Niderlandach piosenkarz Danny Vera w wywiadzie wyznał, że po 4 latach prób i kilku terapiach in vitro, jego żona jest w końcu w ciąży. Dzieląc się opinią, że to dzięki lockdown. Na swoim koncie w Insta napisał: „Czekaliśmy na Ciebie prawie 4 lata, ale w końcu, będziemy mogli Cię powitać tego roku w rodzinie Vera!” Z hszatagiem #Cud #Ciąża

Fundacja Głosuj Na Kobietę jest organizacją non-profit i finansujemy działalność dzięki Darczyńcom. Możemy działać również dzięki Tobie.

Takich par jest więcej. Felicia (35-letnia mieszkanka również Niderlandów), po czterech latach przeróżnych terapii straciła już nadzieję. Aż tu nagle trzymała w rękach pozytywny wynik testu. Razem z jej chłopakiem krzyczeli, płakali i padali sobie w ramiona. Co jednak znaczy jeden test. Próbwali więc go powtórzyć. I jeszcze raz. Test był prawdziwy.

Nie było medycznego uzasadnienia, dlaczego wcześniej ciąża im się nie udawała. Para była już po 6. zabiegach IUI (sztucznego zapłodnienia nasieniem partnera) i 3. zabiegach IVF („zapłodnienia w próbówce” – laboratoryjnego łączenia komórki jajowej z plemnikiem).

I przyszedł czas lockdown. Praca w domu stała się normą. Zamiast ciągłego ruchu, wśród mnóstwa obowiązków i ludzi – nagle wraz z chłopakiem i laptopami znaleźli się w domu. Zakupili chłodziarkę do wina i robili z nij jak najlepszy użytek. Co środę wieczorem otwierali butelkę i przyjemnie spędzali czas.

Trudno jednak powiedzieć, że to brak stresu spowodował nagłe zajście w ciążę u wielu par. Pojawił się bowiem inny rodzaj zmartwień: o klientów, o kontakty, o niezrealizowane podróże i plany…. Być może jednak lockdown był formą relaksu dla zabieganych ciał.

Również dla lekarzy zauważalne stało się, że więcej par, ze zdiagnozowanymi wcześniej problemami płodności, w czasie lock down w naturalny sposób zaszło w ciążę. Zaczęto się temu bliżej przyglądać.

Leczone są na ogół pary, u których prawdopodobieństwo zajścia w ciążę w ciągu roku jest mniejsze niż 30%. Zdarza się, że pary z list oczekujących na zabiegi zachodzą w naturalny sposób w ciążę. Dokładne zbadanie takiej kwestii, w normalnych warunkach, jest jednak niełatwe. Ponieważ kobiety, które chcą mieć dzieci trudno jest zmotywować do uczestnictwa w tego typu badaniach. Po latach starań chcą mieć dzieci jak najszybciej. Możliwe jest zatem jedynie przejrzenie badań z okresu ostatnich dwóch miesięcy. Gdy terapie z powodu pandemii zostały wstrzymane.

W kilku krajach, takich jak Australia czy Anglia trwają właśnie badania ciążami do których doszło w naturalny sposób podczas wirusowego kryzysu, u par mających wcześniej trudności. Rozmawia się też o podjęciu tego typu badań w Niderlandach.

Frederika Prak, lekarka zajmująca się płodnością w uniwersyteckiej klinice UMC w Utrechcie podsumowuje: „49 par, z którymi pracowaliśmy zaszło spontanicznie w ciążę po przerwaniu leczenia. 23 pary spośród nich miały problemy z płodnością. Inne pary były w trakcie doboru zarodków, gdyż nie chciały przekazywać swojemu potomstwu chorób dziedzicznych. Te pary być może zmieniły punkt postrzegania zjawisk, gdyż nikt w marcu nie wiedział, jak długo potrwa lockdown i kiedy będzie można wznowić leczenie.”

Lekarze są jednak powściągliwi z wyciąganiem konkluzji. Trudno powiedzieć, czy istnieje jakiś związek ze stresem lub jego zmniejszeniem się. Istnieją badania mowiące, że stres jest czynnikiem powodującym trudności w zajściu w ciąże. Istnieją też badania, które temu zaprzeczają.

Wprawdzie trudno wyciągać pośpieszne wnioski, jednak lekarze uświadomili sobie podczas przymusowego okresu zamknięcia, że wiele par leczonych było wcześniej, nie tyle z powodu bezpłodności, lecz zmniejszonej płodności.

Marzenna Donajski / Donajska

Pary lesbijek mogą zostać biologicznymi rodzicielkami wspólnego dziecka

Jest to metoda dla par lesbijek, które planują wspólne macierzyństwo. Jedna kobieta dostarcza jajeczko, a druga nosi zarodek. W ten sposób mogą mieć dziecko od siebie nawzajem. Metoda nie jest jednak na razie pozbawiona ryzyka.

Tonnie Weber i Stephanie Platvoet (mieszkanki Niderlandów) wybrały wspólne, lesbijskie rodzicielstwo. Stephanie jest teraz w 17 tygodniu ciąży.

„Chciałybyśmy mieć dzieci i chciałybyśmy je mieć wspólnie. Dlatego Stephanie nosi moje jajeczko.” – mówi Tonnie – „Normalnie byłabym trzecim kółkiem u wozu, gdyby Stephanie chciałaby mieć dziecko tylko z dawcą. Teraz nosi naprawdę moje dziecko. I to jest wspaniałe.”

„To daje nam poczucie jedności” – mówi Stephanie.

Jak powstaje taka ciąża?

Matka, od której pochodzi jajeczko, wstrzykuje sobie hormony. Hormony dbają o to, aby jajeczko dojrzewało. Matka, która będzie nosiła ciążę, przyjmuje doustnie hormony, aby przygotować organizm do ciąży. Następnie jajeczka pobierane są od dostarczającej je matki. W laboratorium do dodaje się do nich plemniki. W ten sposób powstają embriony. Po 4-5 dniach, gotowy embrion zostaje umieszczony w macicy matki, która będzie nosić ciążę.

Ten rodzaj in vitro wiąże się jednak z pewnym ryzykiem dla kobiety przyjmującej ciążę. Jej organizm może ulec zatruciu ciążowemu. A to uciążliwa choroba. I pary muszą zdawać sobie z tego sprawę. Jednak Tonnie i Stephanie mimo istniejącego ryzyka zdecydowały się na tę terapię.

Fundacja Głosuj Na Kobietę jest organizacją non-profit i finansujemy działalność dzięki Darczyńcom. Możemy działać również dzięki Tobie.

„To daje nam poczucie kompletności. Chcemy podążać za marzeniami. Mieć swoje, naturalne dziecko. Jeśli można w ten sposób, to jest to najpiękniejszy sposób” – mówie Tonnie.  

W marcu 2021 Tonnie i Stephanie spodziewają się przyjścia na świat swojej wspólnej córeczki.

Marzenna Donajski/Donajska

(źródło: RTL Nieuws)

Światowy Dzień Walki z Pracą Dzieci

#ŚwiatowyDzieńWalkizPracąDzieci ✋🏿✋🏾✋🏽✋🏼✋🏻

„10-letnia Sunmaya pracuje przy piecu ceglanym w Nepalu. Pracuje długie dni, robiąc cegły z gliny, dźwigając je, oddychając pyłem i dymem z kamieni oraz pieca. Jest wyczerpana, ma ciężką astmę i nie uczęszcza do szkoły z powodu pracy.”

Dzisiaj jest Światowy Dzień Walki z Pracą Dzieci ✋🏿✋🏾✋🏽✋🏼✋🏻

Mimo, że wiele już osiągnięto w tej sprawie, praca dzieci jest nadal obecna na całym świecie. Wszystkie dzieci, bezwarunkowo, powinny mieć zapewnioną edukację w przyszłości ❤


#savethechildren #werelddagtegenkinderarbeid

Źródło: SaveThe Children Nederland

Marzenna Donajski / Donajska

Gender na zajęciach w szkole

Dzieci dobrze wiedzą – również gdy chodzi o niełatwe dla dorosłych tematy 😊
#DzieciwSzkole#EdukacjaSeksualna#GenderwSzkole 😊

Takie fotografie przyniosła moja znajoma z jednej ze szkół w Amsterdamie.

Jednym z wielu stresów dla małych i starszych osób transpłciowych bywa korzystanie z toalety (np. gdy dziewczynka urodziła się w części z ciałem chłopca lub na odwrót). Nie chcę, aby dzieci dowiadywały się, że to kim się urodziły jest nienaturalne, nienazwane, tabu, „nienormalne”, „nienormatywne”. Aby osamotnione borykały się z lękiem, upokorzeniem, cierpieniem. I nie obchodzi mnie poczucie estetyki jakiegoś posła Brudzińskiego, w imię której segreguje i wykreśla 2 miliony osób (tj. jaka Polska „jest dla niego najpiękniejsza”)

PS. Tymczasem borykamy się z największym lękiem i problemem na dziś: ochroną ciała i willi prezesa

Marzenna Donajski / Donajska

Rodzicielstwo transseksualnych osób

Rodzicielstwo jest cudowne ☀ I wiele osób ma ochotę być rodzicami. Niezależnie od tego, czy mieszczą się w definicji ‚rodziny’ wg. jakiegoś prezesa (singla?) lub wykluczających stereotypów „perfekcyjnej” cis płci.

Czy nie sądzicie, że kochająca się para trans osób na zdjęciach jest perfekcyjna? – właśnie tak ‚jak bóg chciał’ (wyj. czyli bez tzw. ‚ingerencji medycznych’).

To Danna Sultana i Esteban Landrau z Kolumbii, którzy oczekują przyjścia na świat swojego ukochanego dziecka.
Najserdeczniejsze życzenia wielu wspólnych, szczęśliwych lat i zdrowia!
💜💙💜💙💜

Marzenna Donajski Donajska

(źródło: Danah Pinca)

Kindergeld w Niemczech pomniejszone o 500+. Zapadła decyzja

Uznano, że polski program 500+ jest tym samym, co Kindergeld w Niemczech. Nie można zatem będzie pobierać – na dzieci w Polsce – jednocześnie Kindergeld oraz 500+. Świadczenia w Niemczech pobierane przez polskie rodziny zostaną pomniejszone o równowartość 500+ pobieraną w Polsce.

Zdjęcie: Getty Images (o2.pl)

Dyskusje w Niemczech nad zmianami trwały kilka miesięcy, w końcu Federalny Trybunał Finansowy podjął decyzję. Jeśli rodzina mająca dzieci poza Niemcami złoży wniosek, najpierw dane zostaną dokładnie skontrolowane.

Pracujący w Niemczech Polacy od dawna pobierają niemiecki zasiłek rodzinny. Teraz, chcąc pobierać go w całości, muszą wykazać, że nie korzystają z 500+. Nie można także przyjmować innych świadczeń na dzieci.

Dane Finanzamat wskazują, że w Niemczech Kindergeld pobiera 660 tys. osób, które nie są Niemcami. Są to obywatele państw Unii Europejskiej, w większości Polacy. W blisko co trzecim przypadku pieniądze wypłacano na dzieci Polaków mieszkające poza Niemcami.

Kindergeld –to niemiecki zasiłek rodzinny. Przysługuje na pierwsze i drugie dziecko i wynosi 204 euro. Na trzecie dziecko wypłacane jest 210 euro, a na każde kolejne 235 euro. Rodziny w trudnej sytuacji materialnej mogą jeszcze liczyć na dodatkowe 185 euro miesięcznie.

Marzenna Donajski / Donajska

(na podstawie: o2.pl)

Od księcia do tatusia – narodziny mojego ojcostwa

Kiedy Rutger Lemm (34) został ojcem, obiecał swojej dziewczynie, że połowę obowiązków opiekuńczych weźmie na siebie. Jednak po niedługim czasie, coraz częściej zaczął wycofywać się do toalety z wiadomościami o piłce nożnej w ręce.

„Gdy moja dziewczyna była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem, często fantazjowaliśmy na temat przyszłości, siedząc na kanapie w nocy. W każdym razie nie mielibyśmy więcej już zbyt dużo czasu na takie fantazjowanie na kanapie po nocy, na różne tematy – i byliśmy tego świadomi. Wszystko miało się zmienić. Do tego stopnia, że nie mogliśmy sobie tego jeszcze wyobrazić. Nie mówiąc już o tym, że nie mogliśmy sobie wyobrazić, że nastąpi również globalna pandemia.

„Myślę, że razem się z tym uporamy” – powiedziałem. Brzmiało to niejasno, ale miałem na myśli: moja dziewczyna i ja mieliśmy już dość wiele zaognionych spraw w naszej relacji. Większość par rozstała się, gdy ich dzieci nie osiągnęły jeszcze 5. lat. Wiedzieliśmy o tym, ale przynajmniej nie baliśmy się rozmawiać na ten temat.

„Będziemy wszystko robić pół na pół, prawda?” – zapytała moja dziewczyna, nagle trochę niepewna. Spojrzałem na nią spokojnie. „Oczywiście” – powiedziałem. I poważnie, miałem to na myśli.

„Życie rodzinne” – powiedział z niesmakiem komik kabaretowy, Youp van het Hek, w swoim przedstawieniu ‘Somewhere in the Distance’ (w 1994). „W rodzinie wszyscy zawsze wiedzą, gdzie jesteś: „Idę na zakupy”,„Idę na górę.” W niedzielę Youp właściwie chciał zajrzeć do pubu na mecz Ajaxu, ale musiał wrócić do swojego kolorowego życia rodzinnego.

Jako 10-letni chłopiec znałem na pamięć występy Youp van het Heka. Z naszą rodziną słuchaliśmy zawsze w samochodzie kaset magnetofonowych „Youpie”. Na przykład w drodze na kemping do Francji. Ironią było oczywiście słuchanie anty-burżuazyjnych tyrad Youpa podczas takiej podróży, ale śmiejąc się z niego, udowodnialiśmy sobie, że jeszcze całkiem nie śpimy. Przysięgałem sobie na tylnym siedzeniu, że będę żył każdego dnia, jakby to był ostatni mój dzień – tak jak zawsze mówił Youp.

Mój ojciec zmagał się także z panoptyką „życia rodzinnego”. Nie był wprawdzie tak zamknięty w sobie jak mój dziadek – który zawsze gapił się przez okno ze swojego leniwego fotela – ale też był nieobecny, ku irytacji mojej matki. Ojciec zwykle wracał późno z pracy, a potem przez resztę wieczoru był zagłębiony w swoich myślach, fizycznie obecny i zarazem nieosiągalny. Aby odpocząć, często przez całe dnie grał w golfa, a podczas wakacji zawsze musiał najpierw przez tydzień ‘wyluzować się’.

Przywodził na myśl wiersz, którym Youp van het Hek rozpoczynał ‘Somewhere in the Distance’:

„Zawsze, zawsze jestem gdzie indziej, zawsze tęsknię za czymś w myślach, ze strychów chcę schodzić do piwnic a z piwnic znowu wspinać się na górę”.

„Po narodzinach mojego syna czułem się jak superbohater” – powiedział mi kiedyś izraelski pisarz Etgar Keret. Gdy w końcu trzymałem w ramionach własnego syna, od razu zrozumiałem, co miał na myśli: pojawiły się we mnie moce, do których zawsze tęskniłem, ale których nigdy nie byłem w stanie w sobie uwolnić.

Okres popołogowy przeżyłem w maniakalnym widzie. Podczas gdy dawniej, chodziłem po supermarkecie wątpiąc i śniąc na jawie, teraz stawałem pewnie wzdłuż półek i z przekonaniem wrzyucałem do koszyka jeden za drugim produkt. W domu jak szaleniec zmywałem naczynia, układałem w kółko ubranka, robiłem kawę – w niekończącym się korowodzie poporodowym. Żyłem całkowicie instynktownie. I po raz pierwszy w życiu czułem się niesamowicie dobrze, mogąc dbać o innych.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Jednak nie cały mój strach zniknął. W trzecim tygodniu stałam w środku nocy z krzyczącym dzieckiem w ramionach, myśląc jedynie: „CZEGO CHCESZ?” Pewien młody ojciec już mnie wcześniej ostrzegł: „Nagle rozumiesz, skąd bierze się ‘shakebaby’ syndrom”… Z czystej bezsilności uderzyłem szafę z ubrankami dziecięcymi. Wyglądałem w tamtym czasie jak odwrócony do góry nogami superbohater. W ciągu dnia silniejszy niż kiedykolwiek a w nocy – neurotyczny i niecierpliwy.

Nocami pragnąłem nagle uciec lub ogarniał mnie żal w powodu naszej decyzji. „Czy to jest moje życie?” – myślałem melodramatycznie.

Moja dziewczyna powiedziała później, że też miała takie myśli, ale nie była w stanie sobie na nie pozwolić. Dzięki karmieniu piersią, co najmniej osiem godzin dziennie była złączona z dzieckiem. Nosiła ciążę w pojedynkę, niezależnie od tego, ile razy mówiliśmy „jesteśmy” w ciąży. I w okresie karmienia, jej fizyczna i ostateczna odpowiedzialność nadal trwała, nie wspominając o konieczności wyzdrowienia po porodzie.

Podczas gdy ja, już po dziesięciu dniach od porodu, poleciałem na festiwal filmowy, na izraelską premierę filmu „Etgar Keret”, który zrealizowałem z przyjacielem.

Teraz, gdy dzięki kryzysowi koronawirusa, wszyscy nagle jesteśmy uwięzieni w naszych domach, podział pracy między ojcami i matkami stał się jeszcze bardziej naglący. „Po raz kolejny staje się jasne, jak niezbędni w domu są mężczyźni”, napisał niedawno Loes Reijmer w gazecie „De Volkskrant”.

Kochałem szczerze mojego syna i chciałem być całkowicie i w pełni przy nim. Ale czasem pojawiało się pytanie: Czy jestem wystarczająco gotowy, aby poświęcać się dla niego?

Matka regularnie mówiła mojemu bratu i mnie bez żadnego powodu, że wpadnie, aby ratować nas w tych opresjach, ‘z płonącego domu’. Tak często, że robiło się to trochę niekomfortowe.

Jest również przekonana, że ​​wychowała nas z dużą odpowiedzialnością. To niewątpliwie część jej feministycznych przekonań. W praktyce wyglądało to tak, że wystarczało jak załadowaliśmy zmywarkę lub nakryli do stołu. O to właściwie chodziło. Mój brat i ja byliśmy książętami mojej matki. Rozpieszczała nas przekąskami, uściskami i niekończącym się zrozumieniem. Pierwsze pranie zrobiłem dopiero mając 24 lata. Gdy po przyjęciu rodzinnym trzeba było posprzątać, ja i mój brat często siedzimy jeszcze przez długi czas zajęci rozmową. Na samym końcu wstajemy, żeby zanieść jeszcze kilka ostatnich rzeczy do lodówki.

W oczach mojej matki nie robiliśmy niczego niewłaściwego. Odwrotnie podchodziła do mojego ojca, który jej zdaniem nie był wystarczająco zaangażowany w życie rodzinne.

Tak jak pewnego letniego dnia, w 1994 roku, gdy poszliśmy z naszą norweską siostrzenicą nad jezioro. W czasie gdy mój ojciec spędzał dzień na polu golfowym.

Postanowiłem wspiąć się na wysokie drzewo, a siostrzenica stała na dole i patrzyła. „Wow, jestem już na górze!” – krzyknąłem w końcu. „Zawołaj moją mamę!” Dziewczyna odbiegła. Stałem tam, dosłownie u szczytu pewności siebie i brawury, czekając, aż matka przyjedzie mnie podziwiać. Ale trwało to długo. Nagle zdałem sobie sprawę, że siostrzenica z Norwegii nie rozumie naszego języka.

W tym momencie pękła gałąź, na której stałam. Po długim upadaniu, uderzyłem z hukiem o ziemię. „Zawołaj jego mamę!” – usłyszałem krzyki starszych chłopców. „Już jestem!” – powiedział spanikowany, wysoki głos.

W szpitalu okazało się, że dostałem lekkiego wstrząsu mózgu i kilku siniaków. Moja mama zadzwoniła do klubu golfowego, gdzie ojciec został sprowadzony z pola do telefonu i wysłuchał jej relacji. „Dzięki Bogu, nie jest tak źle” – westchnął – „Skończę rundę i od razu wrócę do domu”.

Moja mama rozłączyła się z wściekła, wsiadła do swojego Fiata Pandy i popędziła do klubu golfowego. Tam nie zatrzymała się na parkingu, tylko wjechała fairwayem (wyj. termin golfowy), aż w końcu tak ostro zahamowała na dołku numer 9, że aż darń fruwała dookoła. I zaciągnęła mojego zdziwionego ojca, z kijem golfowym, do samochodu.

W następnych latach małżeństwo moich rodziców przechodziło kryzys. Jedną ze zmian w związku, których wprowadzenie zasugerował ich terapeuta, było to, aby mój tata co miesiąc spędzał czas ze mną i moim bratem na czymś miłym. Pamiętam wizytę w opuszczonym kinie nieopodal naszej wioski.

Mój ojciec miał dobre intencje, ale był to dokładnie ten rodzaj przymusowej towarzyskości, o której mówił komik Youp van het Hek.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Moje pokolenie jest bardziej wyemancypowane niż pokolenia mojego dziadka i ojca. W dzisiejszych czasach normalne jest, że ojcowie przewijają dzieci, zabierają je do szkoły i gotują dla nich. Naprawdę chciałem być innym rodzajem ojca. Bardziej równoważnym. Cierpliwszym. Żadnych incydentalnych, wymuszonych towarzyskości. Nie jestem też w tym osamotniony. Ponad połowa niderlandzkich rodziców chciałaby w równym stopniu dzielić wychowanie swoich pociech, podał Emancipation Monitor 2018 SCP.

Ale rzeczywistość jest nadal niesforna. Anna van den Breemer napisała w „Volkskrant” o „pozornym zaangażowaniu mężczyzn w życie rodzinne”: „Współczesny ojciec wydaje się na pierwszy rzut oka być bardzo zaangażowany w swój dzień tatusia, ale w praktyce jest to bardzo rozczarowujące. Bo kto jest naprawdę uważny w kwestii zmiany pieluch? Kto sądzie, że ​​żłobek musi zostać zamknięty w okresie wakacji?

„Nigdy nie myślałem, że paznokcie moich dzieci powinny być obcinane” – przyznał Arjen van Veelen w swoim eseju w NRC Handelsblad.

Oboje autorzy odnieśli się do popularnej książki zatytułowanej All The Rage: Mothers, Fathers and the Myth of Equal Partnership (z 2019), w której psycholożka Darcy Lockman pisze o ‘fałszywej obietnicy’ współczesnego progresywnego ojca. Jest to część dużego zbioru oburzonych feministycznych książek o tytułach takich jak „Fair Play” (z 2019), „Fed Up” (z 2018) i „How Not To Hate Your Husband After Kids” (z 2018). Monitor Emancypacji ukazuje więc, że tylko 1. na 5 par spełnia obietnicę wypełniania obowiązków ‘pół na pół’. Jak wyglądałyby te wzajemne związki teraz, w sytuacji pandemii, gdy masowo pracujemy z domu, podczas gdy szkoły i żłobki są zamknięte? Obawiam się, że terapeuci od małżeńskich problemów wkrótce będą mieli pełne ręce roboty.

To jest też bardzo trudne. Pojawieniu się dziecka towarzyszy brak czasu i niedostatek snu. Sprawia to, że wszystko odbywa się pod presją i nieuchronnie ujawnia twoje najbardziej nierozsądne strony. Nie mówiąc już o czasie, gdy z powodu pandemii bezustannie przebywamy w domu. Dzieci właściwie ciągle pytają: Możesz mi pomóc, czy też sam jesteś jeszcze dzieckiem? Jeśli walisz w szafkę, odpowiedź jest jasna. Znam kilku mężczyzn, którzy popadli w wypalenie z powodu presji rodzicielstwa. Nie mogli sobie z tym poradzić. I nie jest to wcale takie zaskakujące.

Ponieważ wielu mężczyzn z mojego pokolenia zostało jeszcze wychowanych w warunkach uśpionego wpływu patriarchatu (innymi słowy w raju książąt), mogliśmy pozostać na dłużej leniwymi dziećmi. Podobnie jak Arjen van Veelen, potrafię się wściec z powodu zmywania naczyń. Moje ręce w brudnej wodzie, bawiąc się gąbką. Czym-sobie-na-to-załużyłem? Gdzieś tam, oczekuję, że moja mama w każdej chwili przyjdzie uratować mnie z ‘płonącego budynku’.

Kiedy presja wzrasta, pokusa wycofania się do małego świata – w którym jestem odpowiedzialny wyłącznie za siebie – jest wielka. Potrzeba ta znajduje odzwierciedlenie w fenomenie ludzkiej jaskini: wielu mężczyzn twierdzi, że „potrzebuje” miejsca w domu, do którego mogliby się wycofać. Tak jak mój dziadek, który miał swój leniwy fotel przy oknie, a mój ojciec pole golfowe.

Sam nie mam pokoju z Playstation i wygodnym siedziskiem zitzakiem, ale gdy efekty pierwszego strzału oksytocyny po porodzie osłabły, a mój syn z coraz większymi trudnościami zasypiał, zacząłem domagać się coraz większej ilości czasu dla siebie. A to poprzez zbyt długie branie prysznica, czytanie wiadomości o piłce nożnej w toalecie, korzystanie z telefonu lub siedzenie z bratem w saunie. Po prostu tego potrzebowałem.

„Ty też tak możesz robić” – powiedziałem (nieco zbyt cicho) mojej dziewczynie. Wyjaśniła mi jednak (z zazdrością), że nie ma takiej potrzeby. Jej poczucie odpowiedzialności było tak wielkie, że nieustannie planowała w myślach obowiązki domowe – wszystkie te zapasy pieluszek i paznokcie do przycięcia. Wszystkie te rzeczy, które zaczynałem coraz bardziej ignorować, ponieważ i tak je brała na siebie – podobnie jak karmienie piersią, które było „tylko” jej obowiązkiem. Moja dziewczyna zawsze zmywa naczynia bardzo szybko. Narzekanie na to jest luksusem, którego nie zna.

Gdydy budził nas w nocy płacz, zawsze czekałem o te kilka sekund za długo – i ona znowu szła sama. „Po prostu powiedz mi, co mam robić!” – powiedziałem kiedyś podczas kłótni dotyczącej podziału obowiązków domowych. „Tak, jeszcze z tym muszę nadążyć!” – odkrzyknęła.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Myślałem, że wszystko będę robił inaczej niż mój własny ojciec. Ale kiedy coraz bardziej wycofywałem się w moje egocentryczne potrzeby w naszych trudniejszych okresach, widziałem wyobcowanie na twarzy mojego syna, jakby myślał: „Kim jest facet, który co jakiś czas przychodzi zmienić mi pieluszkę?”.

Po roku dosłownie mnie odepchnął. „Nieeeeeee, nie to! Nie ty! Mama, mamaa!” – krzyczał wściekle, gdy wszedłem w nocy do jego pokoju, aby go pocieszyć. Jakby czuł, że nie może na mnie polegać.

Te bolesne chwile sprawiły, że nie mogłem dłużej podtrzymywać argumentów zaczynających się od „tak po prostu jest…”. Przypomniało mi się, że chcę się zmienić, wyjść ze swojej strefy komfortu.

Potrzeba jaskini męskiej jest często opakowana w romantyczne terminy: w męskim gronie, wyluzować się, autostopem do Paryża… Komicy tacy jak Youp van het Hek są więc dłużnikami romantyka Henry’ego Davida Thoreau, który napisał swoją klasyczną „Walden, czyli w lesie” (1854) – w drewnianym domu nad Walden Pond. Całkowicie odcięty od wszelkiej odpowiedzialności (w beztroskiej kwarantannie, powiedzielibyśmy). Thoreau lubił spacery po lesie, ale nie w ramach życia rodzinnego (prawdopodobnie umarł jako dziewica).

Niespokojni mężczyźni często cytują Thoreau:

„Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, aby w godzinę śmierci nie odkryć, że nie żyłem”

Badania historyczne pokazują jednak, że Thoreau przeżył, ponieważ jego matka codziennie przynosiła mu ciepłe posiłki (las był w odległości spacerka od jej domu). A jego siostra co tydzień sprzątała jego drewnianą chatę.

Na tym polega problem. Gdy mężczyzna decyduje o sobie, często zmusza kobietę do poświęcenia. Każda minuta dłużej pod prysznicem oznacza dodatkowe obciążenie przerzucane na ramiona mojej dziewczyny. Wszelkie pragnienia życia bez odpowiedzialności oznaczają, że ​​twoja matka musi rozwiązać twoje problemy. Nie ma nic bardziej egocentrycznego – tak, bardziej dziecinnego – niż romantyczność.

Ale coś jest na rzeczy. Z badania przeprowadzone przez Uniwersytet Kalifornijski wynika, że ludzie w krajach zachodnich, spędzili dwa razy więcej czasu ze swoimi dziećmi w 2012 r. niż dla porównania w 1965 r. Ten skok największy był w przypadku ojców: z 16 do 59 minut dziennie. Mimo to mamy poświęcają średnio 104 minuty na codzienną czułość.

Pomimo nadrabiania zaległości przez mężczyzn (i skromnego przedłużania urlopu ojcowskiego) kobiety nadal przejmują większość obowiązków wychowawczych i prac domowych, jednocześnie pracując obecnie więcej zawodowo. Kobiety wykonują też często dodatkowe czynności – emotional labor – prace wymagające cierpliwości i miłości. Według Centralnego Biura Statystyki (CBS), tylko w jednym na trzy gospodarstwach domowych ojciec pozostaje w domu, aby opiekować się chorym dzieckiem. Mimo, że ojcowie wykonują coraz więcej obowiązków, matki nadal pracują dwa razy ciężej.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Najtrudniejszą częścią relacji jest dynamika: gdy już funkcjonuje, prawie nie można jej zmienić. I ulega ona wzmocnieniu. Przestrzeń, którą upuszcza jedna osoba, jest wypełniana przez drugą, i odwrotnie. To samo dotyczy osobistych wzorców, które zbudowałeś w ciągu swojego życia. Ale rzeczy rzadko „po prostu takie są”.

W nowej serii filmów dokumentalnych Netflix pt. „Babies”, izraelska neurolożka Ruth Feldman wyjaśnia, że matki podczas ciąży i porodu przechodzą ważne zmiany neurologiczne, które budzą ich słynny „instynkt macierzyński”. Ale w swoich badaniach odkryła z zaskoczeniem, że ​​matki i ojcowie początkowo wytwarzają dokładnie taką samą ilość oksytocyny – zależy to od ilości czasu, jaki spędzają na opiekowaniu się dzieckiem. Chociaż ciało migdałowate (nasz „pierwotny mózg” zapewniający czujność) jest bardziej aktywne u matek, aktywność jest dokładnie taka sama u ojców, którzy dbają o własny rozwój. „Ojcostwo jest tak samo organiczne jak macierzyństwo” – podsumowuje Ruth Feldman. Dla ojców jest to mniej oczywiste: muszą zostać wciągnięci – lub sami siebie wciągnąć.

W czasie drugiego roku życia mojego syna, zdałem sobie sprawę, że zmiana oznacza, iż ​​musisz zrobić dwa kroki za każdym razem: pierwszy krok w sprawie swoich starych (dziecięcych) impulsów, a następnie podjąć nowe zadanie – bez marudzenia. Okej, więc razem trzy kroki. Jednego dnia zadziała to lepiej innego gorzej. Rodzicielstwo to najlepszy sport, top sport: musisz ciężko trenować, aby wypracować wytrzymałość. A ja miałem wydolność płuc nałogowego palacza.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Postępy robiłem powoli: czasami nadal zbyt długo zostawałem w toalecie. Coraz częściej jednak znajdowałem dyscyplinę i energię, by wziąć na siebie odpowiedzialność. Od czasu do czasu czułem supermoc tamtych pierwszych dni. A jeśli uda ci się wykonać wszystko w taki dzień, daje to niewymowną, chwalebną satysfakcję. Wymyśliłem nawet macho-termin: tak kurwa, rodzicielstwo (fuck yeah parenting). Czy zabrałeś dziecko na plac zabaw, a po drodze jeszcze zaniosłeś szklaną buteleczkę do pojemnika na szkło? Kurwa tak! (Fuck yeah!) Czytasz trzy strony powieści, obcinając paznokcie synowi? Kurwa tak! Syn z krwawiącymi palcami zabrany na pierwszą pomoc, podczas gdy ty odpowiadałeś na e-maile z pracy? Kurwa. Tak.

Ponadto, gdy tylko zacząłem przejmować obowiązki mojej dziewczyny, otrzymała możliwość ubiegania się o miejsce pracy dla siebie – choć oznaczało to dla niej jeszcze odbycie praktyki. I gdy ona się relaksuje – jest to dobre dla nas wszystkich. Pytanie: „W czym mogę pomóc?” okazuje się być najbardziej sexi pytaniem na świecie. W każdym razie oboje nauczyliśmy się coraz lepiej prosić siebie o pomoc lub dla odmiany nie poświęcać naszemu synowi całej uwagi.

Każdy musi poświęcić trochę czasu dla siebie, szczególnie w tym napiętym okresie. Równoważność oznacza, że ​​dzieli się nie tylko obowiązki, ale także przywileje. Jaskinia człowieka nie musi się zawalić, ale powinna być dostępna dla każdego.

Nigdy nie jest to w pełni ‘pół na pół’. Ale po miesiącach ponownego poświęcenia, obudziłem się pewnego razu w środku nocy, gdy moja dziewczyna jeszcze spała. Nastawiłem uszu. Czy naprawdę to słyszałem? „TATOOOOOOOOOO!” Zacisnąłem pięść – kurwa tak! – i pobiegłem szybko do pokoju dziecinnego, gdzie wziąłem jego małe ciało w ramiona. „Jestem,” uciszyłem „jestem już”.

Autor: Rutger Lemm – Powyższy esej został przeredagowany dla „Volkskrant” i jest częścią kolekcji „Sfinks – 13 Esejów o Człowieku”

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Ilustracje: Sasa Ostoja

Dlaczego rodzicom mylą się imiona dzieci

„Tomek, Ania… yyh… Maciek! – Do lekcji!” –

Dlaczego mylą nam się imiona naszych dzieci?

Mój ojciec kiedyś miał taki zwyczaj, że gdy chciał coś do mnie powiedzieć, najpierw wołał imię mojej matki, potem mojej siostry i wreszcie moje. Wydaje się, że jest to uporczywa rodzicielska dolegliwość, ponieważ koledzy i przyjaciele mieli podobne doświadczenia w dzieciństwie. „Czułem się, jakbym był najmniej ważny, a mój brat bardziej ode mnie kochany” – powiedział mój przyjaciel. Dlaczego rodzice mieszają imiona swoich dzieci? W jaki sposób, jako rodzic, można powstrzymać ten rozwój „kochań”?

Co mówią eksperci?

Amerykańskie badania, w których wzięło udział ponad 1700 osób, wskazują, że dezorientacja wśród rodziców jest powszechna. „Informacje o członkach rodziny są razem zorganizowane w mózgu, co zwiększa prawdopodobieństwo, że dane te zostaną pomieszane” – powiedziała asystentka profesora psychologii Samantha Deffler z York College w Pennsylwanii, zaangażowana w te badanie. Dlatego właśnie, nie myli nam się tak łatwo na przykład imię sąsiada z imieniem dziecka.

„Co ciekawe, widzieliśmy też przykłady, że do dzieci zwracano się imieniem psa” – mówi Samantha Deffler – „co wydaje się wskazywać, że pies postrzegany jest również jako członek rodziny”.

Cóż, pomylenie imienia nie ma nic wspólnego z faworyzowaniem jednego, konkretnego dziecka. Tym nie mniej, rodzice często mają swoje ulubione dziecko. Badanie przeprowadzone w 2005 r. na Uniwersytecie Kalifornijskim obejmowało prawie 400 mam i ojców na przestrzeni trzech lat. Konkluzja wynikająca z tych badań: 65 procent matek i 70 procent ojców woli jedno ze swoich dzieci, często najstarsze. Ta preferencja wyraża się często w nieco częstszym uśmiechaniu się do danego dziecka i większej dla niego cierpliwości.

Na co powinio się zwracać uwagę?

„Często słyszę od rodziców, że lepiej dogadują się z synem niż z córką lub odwrotnie” – powiedział psychoterapeuta Jürgen Peeters, autor „Children Are Not Puppies” (Dzieci nie są zwierzaczkami domowymi/szczeniątkami) – „Dlaczego z jednym idzie mi łatwiej, a z drugim trudniej”, zadają sobie pytanie rodzice. Jürgen Peeters nie pozostawia wątpliwości: ta tendencja nie ma nic wspólnego z ilością miłości, jaką odczuwa się do potomstwa. Chodzi o to, co dziecko o nas samych porusza w naszym umyśle.

Przykład: jeśli szybko się niecierpliwimy i widzimy to samo u naszego dziecka, będziemy przeciwko temu reagować w stronę dziecka. „Nie denerwuje cię syn, ale część siebie”, mówi Jürgen Peeters. Działa to również w przeciwnym kierunku: rodzice częściej odczuwają ‘kliknięcie’ z dzieckiem, które potwierdza ich cenne cechy.

Jürgen Peeters ma troje dzieci, z których jedno gra w hokeja na lodzie. „Jest dla mnie najdroższym z całej trójki. I często wożę go na treningi. Upewniam się jednak, że spędzam wystarczająco dużo czasu z innymi dziećmi. I sprawdzam pytając pozostałą dwójkę: Czy myślicie, że spędzam zbyt wiele czasu z waszym bratem? Staram się przy tym pamiętać, że dzieci komunikują się głównie poprzez swoje zachowanie i nie mogę polegać jedynie na ich słowach”.

Dobrym pomysłem jest znalezienie czasu dla dziecka, które czuje się mniej faworyzowane. To nie musi być wielkie, oficjalne wydarzenie z wszelkiego rodzaju dzwonkami i gwizdkami. „Chodzi o codzienne rzeczy, takie jak wspólne pieczenie naleśników lub praca w ogrodzie. Małe dzieci często zapraszają rodziców do zabawy. Chwytajmy te momenty.”

„Starajmy się nie usztywnieniać poprzez obowiązek systematycznego dzielenia się czasem z dziećmi lub kupowanie im wciąż tych samych rzeczy” – doradza Jürgen Peeters – „Chodzi o emocje. Nie ma gotowej ściągawki-planu każdego kolejnego kroku”.

Link do badań Uniwersytetu w Kaliforni – Reciprocal links among differential parenting, perceived partiality, and self-worth: a three-wave longitudinal study

Autorka: Anna van de Breemer, “De Volkskrant”

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Ilustracja: Claudie de Cleen