„Tomek, Ania… yyh… Maciek! – Do lekcji!” –
Dlaczego mylą nam się imiona naszych dzieci?
Mój ojciec kiedyś miał taki zwyczaj, że gdy chciał coś do mnie powiedzieć, najpierw wołał imię mojej matki, potem mojej siostry i wreszcie moje. Wydaje się, że jest to uporczywa rodzicielska dolegliwość, ponieważ koledzy i przyjaciele mieli podobne doświadczenia w dzieciństwie. „Czułem się, jakbym był najmniej ważny, a mój brat bardziej ode mnie kochany” – powiedział mój przyjaciel. Dlaczego rodzice mieszają imiona swoich dzieci? W jaki sposób, jako rodzic, można powstrzymać ten rozwój „kochań”?
Co mówią eksperci?
Amerykańskie badania, w których wzięło udział ponad 1700 osób, wskazują, że dezorientacja wśród rodziców jest powszechna. „Informacje o członkach rodziny są razem zorganizowane w mózgu, co zwiększa prawdopodobieństwo, że dane te zostaną pomieszane” – powiedziała asystentka profesora psychologii Samantha Deffler z York College w Pennsylwanii, zaangażowana w te badanie. Dlatego właśnie, nie myli nam się tak łatwo na przykład imię sąsiada z imieniem dziecka.
„Co ciekawe, widzieliśmy też przykłady, że do dzieci zwracano się imieniem psa” – mówi Samantha Deffler – „co wydaje się wskazywać, że pies postrzegany jest również jako członek rodziny”.
Cóż, pomylenie imienia nie ma nic wspólnego z faworyzowaniem jednego, konkretnego dziecka. Tym nie mniej, rodzice często mają swoje ulubione dziecko. Badanie przeprowadzone w 2005 r. na Uniwersytecie Kalifornijskim obejmowało prawie 400 mam i ojców na przestrzeni trzech lat. Konkluzja wynikająca z tych badań: 65 procent matek i 70 procent ojców woli jedno ze swoich dzieci, często najstarsze. Ta preferencja wyraża się często w nieco częstszym uśmiechaniu się do danego dziecka i większej dla niego cierpliwości.
Na co powinio się zwracać uwagę?
„Często słyszę od rodziców, że lepiej dogadują się z synem niż z córką lub odwrotnie” – powiedział psychoterapeuta Jürgen Peeters, autor „Children Are Not Puppies” (Dzieci nie są zwierzaczkami domowymi/szczeniątkami) – „Dlaczego z jednym idzie mi łatwiej, a z drugim trudniej”, zadają sobie pytanie rodzice. Jürgen Peeters nie pozostawia wątpliwości: ta tendencja nie ma nic wspólnego z ilością miłości, jaką odczuwa się do potomstwa. Chodzi o to, co dziecko o nas samych porusza w naszym umyśle.
Przykład: jeśli szybko się niecierpliwimy i widzimy to samo u naszego dziecka, będziemy przeciwko temu reagować w stronę dziecka. „Nie denerwuje cię syn, ale część siebie”, mówi Jürgen Peeters. Działa to również w przeciwnym kierunku: rodzice częściej odczuwają ‘kliknięcie’ z dzieckiem, które potwierdza ich cenne cechy.
Jürgen Peeters ma troje dzieci, z których jedno gra w hokeja na lodzie. „Jest dla mnie najdroższym z całej trójki. I często wożę go na treningi. Upewniam się jednak, że spędzam wystarczająco dużo czasu z innymi dziećmi. I sprawdzam pytając pozostałą dwójkę: Czy myślicie, że spędzam zbyt wiele czasu z waszym bratem? Staram się przy tym pamiętać, że dzieci komunikują się głównie poprzez swoje zachowanie i nie mogę polegać jedynie na ich słowach”.
Dobrym pomysłem jest znalezienie czasu dla dziecka, które czuje się mniej faworyzowane. To nie musi być wielkie, oficjalne wydarzenie z wszelkiego rodzaju dzwonkami i gwizdkami. „Chodzi o codzienne rzeczy, takie jak wspólne pieczenie naleśników lub praca w ogrodzie. Małe dzieci często zapraszają rodziców do zabawy. Chwytajmy te momenty.”
„Starajmy się nie usztywnieniać poprzez obowiązek systematycznego dzielenia się czasem z dziećmi lub kupowanie im wciąż tych samych rzeczy” – doradza Jürgen Peeters – „Chodzi o emocje. Nie ma gotowej ściągawki-planu każdego kolejnego kroku”.
Link do badań Uniwersytetu w Kaliforni – Reciprocal links among differential parenting, perceived partiality, and self-worth: a three-wave longitudinal study
Autorka: Anna van de Breemer, “De Volkskrant”
Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska
Ilustracja: Claudie de Cleen