Tęsknię za aferami z ośmiorniczkami lub zegarkami

Tęsknię za aferami z ośmiorniczkami lub zegarkami…

Poniżej „Jedząca ostrygi” – obraz autorstwa Jana Steen (1626-1679). Jedzenie ostryg nie jest akurat niczym takim nadzwyczajnym w Niderlandach.

Smakosze ostryg mogą je zbierać osobiście od końca września do końca kwietnia – wówczas szczególnie jest na nie sezon (dla łatwiejszego zapamiętania – w czasie wszystkich miesięcy z literką „r„ w nazwie, w jęz. niderlandzkim lub np. angielskim). Ale są miejsca, gdzie można je zbierać nawet przez cały rok.

Jedna osoba może zebrać do 10 kg ostryg. To całkiem sporo. W sumie jest 14 miejsc, gdzie można zbierać ostrygi – najwięcej w prowincji Zelandia, ale także w okolicach Roterdamu i Groningen.

Marzenna Donajski / Donajska

Od księcia do tatusia – narodziny mojego ojcostwa

Kiedy Rutger Lemm (34) został ojcem, obiecał swojej dziewczynie, że połowę obowiązków opiekuńczych weźmie na siebie. Jednak po niedługim czasie, coraz częściej zaczął wycofywać się do toalety z wiadomościami o piłce nożnej w ręce.

„Gdy moja dziewczyna była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem, często fantazjowaliśmy na temat przyszłości, siedząc na kanapie w nocy. W każdym razie nie mielibyśmy więcej już zbyt dużo czasu na takie fantazjowanie na kanapie po nocy, na różne tematy – i byliśmy tego świadomi. Wszystko miało się zmienić. Do tego stopnia, że nie mogliśmy sobie tego jeszcze wyobrazić. Nie mówiąc już o tym, że nie mogliśmy sobie wyobrazić, że nastąpi również globalna pandemia.

„Myślę, że razem się z tym uporamy” – powiedziałem. Brzmiało to niejasno, ale miałem na myśli: moja dziewczyna i ja mieliśmy już dość wiele zaognionych spraw w naszej relacji. Większość par rozstała się, gdy ich dzieci nie osiągnęły jeszcze 5. lat. Wiedzieliśmy o tym, ale przynajmniej nie baliśmy się rozmawiać na ten temat.

„Będziemy wszystko robić pół na pół, prawda?” – zapytała moja dziewczyna, nagle trochę niepewna. Spojrzałem na nią spokojnie. „Oczywiście” – powiedziałem. I poważnie, miałem to na myśli.

„Życie rodzinne” – powiedział z niesmakiem komik kabaretowy, Youp van het Hek, w swoim przedstawieniu ‘Somewhere in the Distance’ (w 1994). „W rodzinie wszyscy zawsze wiedzą, gdzie jesteś: „Idę na zakupy”,„Idę na górę.” W niedzielę Youp właściwie chciał zajrzeć do pubu na mecz Ajaxu, ale musiał wrócić do swojego kolorowego życia rodzinnego.

Jako 10-letni chłopiec znałem na pamięć występy Youp van het Heka. Z naszą rodziną słuchaliśmy zawsze w samochodzie kaset magnetofonowych „Youpie”. Na przykład w drodze na kemping do Francji. Ironią było oczywiście słuchanie anty-burżuazyjnych tyrad Youpa podczas takiej podróży, ale śmiejąc się z niego, udowodnialiśmy sobie, że jeszcze całkiem nie śpimy. Przysięgałem sobie na tylnym siedzeniu, że będę żył każdego dnia, jakby to był ostatni mój dzień – tak jak zawsze mówił Youp.

Mój ojciec zmagał się także z panoptyką „życia rodzinnego”. Nie był wprawdzie tak zamknięty w sobie jak mój dziadek – który zawsze gapił się przez okno ze swojego leniwego fotela – ale też był nieobecny, ku irytacji mojej matki. Ojciec zwykle wracał późno z pracy, a potem przez resztę wieczoru był zagłębiony w swoich myślach, fizycznie obecny i zarazem nieosiągalny. Aby odpocząć, często przez całe dnie grał w golfa, a podczas wakacji zawsze musiał najpierw przez tydzień ‘wyluzować się’.

Przywodził na myśl wiersz, którym Youp van het Hek rozpoczynał ‘Somewhere in the Distance’:

„Zawsze, zawsze jestem gdzie indziej, zawsze tęsknię za czymś w myślach, ze strychów chcę schodzić do piwnic a z piwnic znowu wspinać się na górę”.

„Po narodzinach mojego syna czułem się jak superbohater” – powiedział mi kiedyś izraelski pisarz Etgar Keret. Gdy w końcu trzymałem w ramionach własnego syna, od razu zrozumiałem, co miał na myśli: pojawiły się we mnie moce, do których zawsze tęskniłem, ale których nigdy nie byłem w stanie w sobie uwolnić.

Okres popołogowy przeżyłem w maniakalnym widzie. Podczas gdy dawniej, chodziłem po supermarkecie wątpiąc i śniąc na jawie, teraz stawałem pewnie wzdłuż półek i z przekonaniem wrzyucałem do koszyka jeden za drugim produkt. W domu jak szaleniec zmywałem naczynia, układałem w kółko ubranka, robiłem kawę – w niekończącym się korowodzie poporodowym. Żyłem całkowicie instynktownie. I po raz pierwszy w życiu czułem się niesamowicie dobrze, mogąc dbać o innych.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Jednak nie cały mój strach zniknął. W trzecim tygodniu stałam w środku nocy z krzyczącym dzieckiem w ramionach, myśląc jedynie: „CZEGO CHCESZ?” Pewien młody ojciec już mnie wcześniej ostrzegł: „Nagle rozumiesz, skąd bierze się ‘shakebaby’ syndrom”… Z czystej bezsilności uderzyłem szafę z ubrankami dziecięcymi. Wyglądałem w tamtym czasie jak odwrócony do góry nogami superbohater. W ciągu dnia silniejszy niż kiedykolwiek a w nocy – neurotyczny i niecierpliwy.

Nocami pragnąłem nagle uciec lub ogarniał mnie żal w powodu naszej decyzji. „Czy to jest moje życie?” – myślałem melodramatycznie.

Moja dziewczyna powiedziała później, że też miała takie myśli, ale nie była w stanie sobie na nie pozwolić. Dzięki karmieniu piersią, co najmniej osiem godzin dziennie była złączona z dzieckiem. Nosiła ciążę w pojedynkę, niezależnie od tego, ile razy mówiliśmy „jesteśmy” w ciąży. I w okresie karmienia, jej fizyczna i ostateczna odpowiedzialność nadal trwała, nie wspominając o konieczności wyzdrowienia po porodzie.

Podczas gdy ja, już po dziesięciu dniach od porodu, poleciałem na festiwal filmowy, na izraelską premierę filmu „Etgar Keret”, który zrealizowałem z przyjacielem.

Teraz, gdy dzięki kryzysowi koronawirusa, wszyscy nagle jesteśmy uwięzieni w naszych domach, podział pracy między ojcami i matkami stał się jeszcze bardziej naglący. „Po raz kolejny staje się jasne, jak niezbędni w domu są mężczyźni”, napisał niedawno Loes Reijmer w gazecie „De Volkskrant”.

Kochałem szczerze mojego syna i chciałem być całkowicie i w pełni przy nim. Ale czasem pojawiało się pytanie: Czy jestem wystarczająco gotowy, aby poświęcać się dla niego?

Matka regularnie mówiła mojemu bratu i mnie bez żadnego powodu, że wpadnie, aby ratować nas w tych opresjach, ‘z płonącego domu’. Tak często, że robiło się to trochę niekomfortowe.

Jest również przekonana, że ​​wychowała nas z dużą odpowiedzialnością. To niewątpliwie część jej feministycznych przekonań. W praktyce wyglądało to tak, że wystarczało jak załadowaliśmy zmywarkę lub nakryli do stołu. O to właściwie chodziło. Mój brat i ja byliśmy książętami mojej matki. Rozpieszczała nas przekąskami, uściskami i niekończącym się zrozumieniem. Pierwsze pranie zrobiłem dopiero mając 24 lata. Gdy po przyjęciu rodzinnym trzeba było posprzątać, ja i mój brat często siedzimy jeszcze przez długi czas zajęci rozmową. Na samym końcu wstajemy, żeby zanieść jeszcze kilka ostatnich rzeczy do lodówki.

W oczach mojej matki nie robiliśmy niczego niewłaściwego. Odwrotnie podchodziła do mojego ojca, który jej zdaniem nie był wystarczająco zaangażowany w życie rodzinne.

Tak jak pewnego letniego dnia, w 1994 roku, gdy poszliśmy z naszą norweską siostrzenicą nad jezioro. W czasie gdy mój ojciec spędzał dzień na polu golfowym.

Postanowiłem wspiąć się na wysokie drzewo, a siostrzenica stała na dole i patrzyła. „Wow, jestem już na górze!” – krzyknąłem w końcu. „Zawołaj moją mamę!” Dziewczyna odbiegła. Stałem tam, dosłownie u szczytu pewności siebie i brawury, czekając, aż matka przyjedzie mnie podziwiać. Ale trwało to długo. Nagle zdałem sobie sprawę, że siostrzenica z Norwegii nie rozumie naszego języka.

W tym momencie pękła gałąź, na której stałam. Po długim upadaniu, uderzyłem z hukiem o ziemię. „Zawołaj jego mamę!” – usłyszałem krzyki starszych chłopców. „Już jestem!” – powiedział spanikowany, wysoki głos.

W szpitalu okazało się, że dostałem lekkiego wstrząsu mózgu i kilku siniaków. Moja mama zadzwoniła do klubu golfowego, gdzie ojciec został sprowadzony z pola do telefonu i wysłuchał jej relacji. „Dzięki Bogu, nie jest tak źle” – westchnął – „Skończę rundę i od razu wrócę do domu”.

Moja mama rozłączyła się z wściekła, wsiadła do swojego Fiata Pandy i popędziła do klubu golfowego. Tam nie zatrzymała się na parkingu, tylko wjechała fairwayem (wyj. termin golfowy), aż w końcu tak ostro zahamowała na dołku numer 9, że aż darń fruwała dookoła. I zaciągnęła mojego zdziwionego ojca, z kijem golfowym, do samochodu.

W następnych latach małżeństwo moich rodziców przechodziło kryzys. Jedną ze zmian w związku, których wprowadzenie zasugerował ich terapeuta, było to, aby mój tata co miesiąc spędzał czas ze mną i moim bratem na czymś miłym. Pamiętam wizytę w opuszczonym kinie nieopodal naszej wioski.

Mój ojciec miał dobre intencje, ale był to dokładnie ten rodzaj przymusowej towarzyskości, o której mówił komik Youp van het Hek.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Moje pokolenie jest bardziej wyemancypowane niż pokolenia mojego dziadka i ojca. W dzisiejszych czasach normalne jest, że ojcowie przewijają dzieci, zabierają je do szkoły i gotują dla nich. Naprawdę chciałem być innym rodzajem ojca. Bardziej równoważnym. Cierpliwszym. Żadnych incydentalnych, wymuszonych towarzyskości. Nie jestem też w tym osamotniony. Ponad połowa niderlandzkich rodziców chciałaby w równym stopniu dzielić wychowanie swoich pociech, podał Emancipation Monitor 2018 SCP.

Ale rzeczywistość jest nadal niesforna. Anna van den Breemer napisała w „Volkskrant” o „pozornym zaangażowaniu mężczyzn w życie rodzinne”: „Współczesny ojciec wydaje się na pierwszy rzut oka być bardzo zaangażowany w swój dzień tatusia, ale w praktyce jest to bardzo rozczarowujące. Bo kto jest naprawdę uważny w kwestii zmiany pieluch? Kto sądzie, że ​​żłobek musi zostać zamknięty w okresie wakacji?

„Nigdy nie myślałem, że paznokcie moich dzieci powinny być obcinane” – przyznał Arjen van Veelen w swoim eseju w NRC Handelsblad.

Oboje autorzy odnieśli się do popularnej książki zatytułowanej All The Rage: Mothers, Fathers and the Myth of Equal Partnership (z 2019), w której psycholożka Darcy Lockman pisze o ‘fałszywej obietnicy’ współczesnego progresywnego ojca. Jest to część dużego zbioru oburzonych feministycznych książek o tytułach takich jak „Fair Play” (z 2019), „Fed Up” (z 2018) i „How Not To Hate Your Husband After Kids” (z 2018). Monitor Emancypacji ukazuje więc, że tylko 1. na 5 par spełnia obietnicę wypełniania obowiązków ‘pół na pół’. Jak wyglądałyby te wzajemne związki teraz, w sytuacji pandemii, gdy masowo pracujemy z domu, podczas gdy szkoły i żłobki są zamknięte? Obawiam się, że terapeuci od małżeńskich problemów wkrótce będą mieli pełne ręce roboty.

To jest też bardzo trudne. Pojawieniu się dziecka towarzyszy brak czasu i niedostatek snu. Sprawia to, że wszystko odbywa się pod presją i nieuchronnie ujawnia twoje najbardziej nierozsądne strony. Nie mówiąc już o czasie, gdy z powodu pandemii bezustannie przebywamy w domu. Dzieci właściwie ciągle pytają: Możesz mi pomóc, czy też sam jesteś jeszcze dzieckiem? Jeśli walisz w szafkę, odpowiedź jest jasna. Znam kilku mężczyzn, którzy popadli w wypalenie z powodu presji rodzicielstwa. Nie mogli sobie z tym poradzić. I nie jest to wcale takie zaskakujące.

Ponieważ wielu mężczyzn z mojego pokolenia zostało jeszcze wychowanych w warunkach uśpionego wpływu patriarchatu (innymi słowy w raju książąt), mogliśmy pozostać na dłużej leniwymi dziećmi. Podobnie jak Arjen van Veelen, potrafię się wściec z powodu zmywania naczyń. Moje ręce w brudnej wodzie, bawiąc się gąbką. Czym-sobie-na-to-załużyłem? Gdzieś tam, oczekuję, że moja mama w każdej chwili przyjdzie uratować mnie z ‘płonącego budynku’.

Kiedy presja wzrasta, pokusa wycofania się do małego świata – w którym jestem odpowiedzialny wyłącznie za siebie – jest wielka. Potrzeba ta znajduje odzwierciedlenie w fenomenie ludzkiej jaskini: wielu mężczyzn twierdzi, że „potrzebuje” miejsca w domu, do którego mogliby się wycofać. Tak jak mój dziadek, który miał swój leniwy fotel przy oknie, a mój ojciec pole golfowe.

Sam nie mam pokoju z Playstation i wygodnym siedziskiem zitzakiem, ale gdy efekty pierwszego strzału oksytocyny po porodzie osłabły, a mój syn z coraz większymi trudnościami zasypiał, zacząłem domagać się coraz większej ilości czasu dla siebie. A to poprzez zbyt długie branie prysznica, czytanie wiadomości o piłce nożnej w toalecie, korzystanie z telefonu lub siedzenie z bratem w saunie. Po prostu tego potrzebowałem.

„Ty też tak możesz robić” – powiedziałem (nieco zbyt cicho) mojej dziewczynie. Wyjaśniła mi jednak (z zazdrością), że nie ma takiej potrzeby. Jej poczucie odpowiedzialności było tak wielkie, że nieustannie planowała w myślach obowiązki domowe – wszystkie te zapasy pieluszek i paznokcie do przycięcia. Wszystkie te rzeczy, które zaczynałem coraz bardziej ignorować, ponieważ i tak je brała na siebie – podobnie jak karmienie piersią, które było „tylko” jej obowiązkiem. Moja dziewczyna zawsze zmywa naczynia bardzo szybko. Narzekanie na to jest luksusem, którego nie zna.

Gdydy budził nas w nocy płacz, zawsze czekałem o te kilka sekund za długo – i ona znowu szła sama. „Po prostu powiedz mi, co mam robić!” – powiedziałem kiedyś podczas kłótni dotyczącej podziału obowiązków domowych. „Tak, jeszcze z tym muszę nadążyć!” – odkrzyknęła.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Myślałem, że wszystko będę robił inaczej niż mój własny ojciec. Ale kiedy coraz bardziej wycofywałem się w moje egocentryczne potrzeby w naszych trudniejszych okresach, widziałem wyobcowanie na twarzy mojego syna, jakby myślał: „Kim jest facet, który co jakiś czas przychodzi zmienić mi pieluszkę?”.

Po roku dosłownie mnie odepchnął. „Nieeeeeee, nie to! Nie ty! Mama, mamaa!” – krzyczał wściekle, gdy wszedłem w nocy do jego pokoju, aby go pocieszyć. Jakby czuł, że nie może na mnie polegać.

Te bolesne chwile sprawiły, że nie mogłem dłużej podtrzymywać argumentów zaczynających się od „tak po prostu jest…”. Przypomniało mi się, że chcę się zmienić, wyjść ze swojej strefy komfortu.

Potrzeba jaskini męskiej jest często opakowana w romantyczne terminy: w męskim gronie, wyluzować się, autostopem do Paryża… Komicy tacy jak Youp van het Hek są więc dłużnikami romantyka Henry’ego Davida Thoreau, który napisał swoją klasyczną „Walden, czyli w lesie” (1854) – w drewnianym domu nad Walden Pond. Całkowicie odcięty od wszelkiej odpowiedzialności (w beztroskiej kwarantannie, powiedzielibyśmy). Thoreau lubił spacery po lesie, ale nie w ramach życia rodzinnego (prawdopodobnie umarł jako dziewica).

Niespokojni mężczyźni często cytują Thoreau:

„Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, aby w godzinę śmierci nie odkryć, że nie żyłem”

Badania historyczne pokazują jednak, że Thoreau przeżył, ponieważ jego matka codziennie przynosiła mu ciepłe posiłki (las był w odległości spacerka od jej domu). A jego siostra co tydzień sprzątała jego drewnianą chatę.

Na tym polega problem. Gdy mężczyzna decyduje o sobie, często zmusza kobietę do poświęcenia. Każda minuta dłużej pod prysznicem oznacza dodatkowe obciążenie przerzucane na ramiona mojej dziewczyny. Wszelkie pragnienia życia bez odpowiedzialności oznaczają, że ​​twoja matka musi rozwiązać twoje problemy. Nie ma nic bardziej egocentrycznego – tak, bardziej dziecinnego – niż romantyczność.

Ale coś jest na rzeczy. Z badania przeprowadzone przez Uniwersytet Kalifornijski wynika, że ludzie w krajach zachodnich, spędzili dwa razy więcej czasu ze swoimi dziećmi w 2012 r. niż dla porównania w 1965 r. Ten skok największy był w przypadku ojców: z 16 do 59 minut dziennie. Mimo to mamy poświęcają średnio 104 minuty na codzienną czułość.

Pomimo nadrabiania zaległości przez mężczyzn (i skromnego przedłużania urlopu ojcowskiego) kobiety nadal przejmują większość obowiązków wychowawczych i prac domowych, jednocześnie pracując obecnie więcej zawodowo. Kobiety wykonują też często dodatkowe czynności – emotional labor – prace wymagające cierpliwości i miłości. Według Centralnego Biura Statystyki (CBS), tylko w jednym na trzy gospodarstwach domowych ojciec pozostaje w domu, aby opiekować się chorym dzieckiem. Mimo, że ojcowie wykonują coraz więcej obowiązków, matki nadal pracują dwa razy ciężej.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Najtrudniejszą częścią relacji jest dynamika: gdy już funkcjonuje, prawie nie można jej zmienić. I ulega ona wzmocnieniu. Przestrzeń, którą upuszcza jedna osoba, jest wypełniana przez drugą, i odwrotnie. To samo dotyczy osobistych wzorców, które zbudowałeś w ciągu swojego życia. Ale rzeczy rzadko „po prostu takie są”.

W nowej serii filmów dokumentalnych Netflix pt. „Babies”, izraelska neurolożka Ruth Feldman wyjaśnia, że matki podczas ciąży i porodu przechodzą ważne zmiany neurologiczne, które budzą ich słynny „instynkt macierzyński”. Ale w swoich badaniach odkryła z zaskoczeniem, że ​​matki i ojcowie początkowo wytwarzają dokładnie taką samą ilość oksytocyny – zależy to od ilości czasu, jaki spędzają na opiekowaniu się dzieckiem. Chociaż ciało migdałowate (nasz „pierwotny mózg” zapewniający czujność) jest bardziej aktywne u matek, aktywność jest dokładnie taka sama u ojców, którzy dbają o własny rozwój. „Ojcostwo jest tak samo organiczne jak macierzyństwo” – podsumowuje Ruth Feldman. Dla ojców jest to mniej oczywiste: muszą zostać wciągnięci – lub sami siebie wciągnąć.

W czasie drugiego roku życia mojego syna, zdałem sobie sprawę, że zmiana oznacza, iż ​​musisz zrobić dwa kroki za każdym razem: pierwszy krok w sprawie swoich starych (dziecięcych) impulsów, a następnie podjąć nowe zadanie – bez marudzenia. Okej, więc razem trzy kroki. Jednego dnia zadziała to lepiej innego gorzej. Rodzicielstwo to najlepszy sport, top sport: musisz ciężko trenować, aby wypracować wytrzymałość. A ja miałem wydolność płuc nałogowego palacza.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Postępy robiłem powoli: czasami nadal zbyt długo zostawałem w toalecie. Coraz częściej jednak znajdowałem dyscyplinę i energię, by wziąć na siebie odpowiedzialność. Od czasu do czasu czułem supermoc tamtych pierwszych dni. A jeśli uda ci się wykonać wszystko w taki dzień, daje to niewymowną, chwalebną satysfakcję. Wymyśliłem nawet macho-termin: tak kurwa, rodzicielstwo (fuck yeah parenting). Czy zabrałeś dziecko na plac zabaw, a po drodze jeszcze zaniosłeś szklaną buteleczkę do pojemnika na szkło? Kurwa tak! (Fuck yeah!) Czytasz trzy strony powieści, obcinając paznokcie synowi? Kurwa tak! Syn z krwawiącymi palcami zabrany na pierwszą pomoc, podczas gdy ty odpowiadałeś na e-maile z pracy? Kurwa. Tak.

Ponadto, gdy tylko zacząłem przejmować obowiązki mojej dziewczyny, otrzymała możliwość ubiegania się o miejsce pracy dla siebie – choć oznaczało to dla niej jeszcze odbycie praktyki. I gdy ona się relaksuje – jest to dobre dla nas wszystkich. Pytanie: „W czym mogę pomóc?” okazuje się być najbardziej sexi pytaniem na świecie. W każdym razie oboje nauczyliśmy się coraz lepiej prosić siebie o pomoc lub dla odmiany nie poświęcać naszemu synowi całej uwagi.

Każdy musi poświęcić trochę czasu dla siebie, szczególnie w tym napiętym okresie. Równoważność oznacza, że ​​dzieli się nie tylko obowiązki, ale także przywileje. Jaskinia człowieka nie musi się zawalić, ale powinna być dostępna dla każdego.

Nigdy nie jest to w pełni ‘pół na pół’. Ale po miesiącach ponownego poświęcenia, obudziłem się pewnego razu w środku nocy, gdy moja dziewczyna jeszcze spała. Nastawiłem uszu. Czy naprawdę to słyszałem? „TATOOOOOOOOOO!” Zacisnąłem pięść – kurwa tak! – i pobiegłem szybko do pokoju dziecinnego, gdzie wziąłem jego małe ciało w ramiona. „Jestem,” uciszyłem „jestem już”.

Autor: Rutger Lemm – Powyższy esej został przeredagowany dla „Volkskrant” i jest częścią kolekcji „Sfinks – 13 Esejów o Człowieku”

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Ilustracje: Sasa Ostoja

Nieortodoksja (Unorthodox): uniwersalny przekaz o tożsamości

Serial „Unorthodox” Netflixa opowiada o młodej kobiecie, która ucieka przed ultraortodoksyjną społecznością chasydzką. Powstał na podstawie autobiografii Deborah Feldman – bestselera w 2012 r. Serial wywołuje dość radosne reakcje, ale jego przekaz jest w rzeczywistości o wiele bardziej uniwersalny – mówi twórczyni Anna Winger. Tekst poniżej nie jest typową recenzją. To informacje, które warto przeczytać, nawet jeśli nie korzysta się z Netflixa. Serial stworzony został dla niszowej publiczności, ale dzięki Netflixowi, okazało się, że ta niszowa grupa odbiorców na całym świecie jest bardzo duża.

Scena z serialu „Unorthodox”

„Co by było, gdybyś dorastała w Nowym Jorku, mieście nieograniczonych możliwości i nic nie byłoby ci dozwolone? W swoim pamiętniku „Nieortodoksja” Deborah Feldman opisuje, w jaki sposób, jako żydowska dziewczyna, jest poddawana różnorakim uciskom w ultraortodoksyjnej, chasydzkiej społeczności, żyjącej w dzielnicy Williamsburg. Nie wolno jej chodzić do biblioteki i w domu może mówić tylko w języku jidysz. Ukrywa pod łóżkiem potajemnie czytaną literaturę angielską, ponieważ każde odstępstwo od reguł jest karane. Feldman ma tylko 17 lat, gdy zostaje wydana za mąż. Chociaż życie miłosne pary zdominowane jest przez frustrację i trudności, dwa lata później przychodzi na świat ich dziecko. W wieku 23 lat Feldman jest zmęczona presją i ucieka wraz z synkiem.

Autobiografia Deborah Feldman stała sie bestselerem w 2012 r. Przeczytała ją również amerykańska pisarka i producentka telewizyjna Anna Winger – przyjaciółka Feldman, od lat mieszkająca w Berlinie. Winger zobaczyła w w tej historii uniwersalne przesłanie i postanowiła ją sfilmować. „Chodzi przede wszystkim o kobietę, która szuka swojej tożsamości, własnego głosu w społeczności, w której dobrze by się czuła” – mówi Winger przez telefon. „Jestem również Żydówką, ale wychowaną w świeckich wartościach. Tym nie mniej, również często doświadczałam seksizmu, nawet w środowisku liberalnej sztuki. Myślę więc, że kobiety z całego świata mogą znaleźć w tej historii pewną nadzieję.”

Ucieczka

Czteroczęściowy mini-serial „Unorthodox” jest teraz udostępniany w serwisie Netflix. Historia dzieciństwa Feldman odgrywa w nim dużą rolę. Sama autorka również przyczyniła się do powstania serialu. Ale od momentu, gdy główna bohaterka ucieka, serial różni się od książki. W telewizyjnej wersji, postać Esty zaprzyjaźnia się w Berlinie z grupą młodych muzyków z progresywnej akademii muzycznej, w której muzułmanie i Żydzi harmonijnie ze sobą współpracują, a homoseksualizm nie stanowi problemu. „Zawsze było dla mnie ważne, aby udostępnić scenę dla kobiet, a także ludzi ‘innych kolorów’” – mówi Anna Winger. Ale Berlin to nie tylko symbol postępu. „Chcieliśmy, aby Esty powróciła do źródła traumy, która wytworzyła w niej Satmar, jej społeczność”.

Społeczność Satmar uważa, że ​​Holokaust był karą bożą, powiedziała Deborah Feldman wcześniej w dzienniku „Trouw”. Kara spowodowaną tym, iż Żydzi zbyt mocno zasymilowali się ze współczesnym życiem. „Według naszego rabina zadaniem naszej społeczności było żyć na tyle pobożnie, że wynagrodzić grzechy zasymilowanych Żydów i uszczęśliwiać tym Boga”.

Szacuje się, że siedemdziesiąt tysięcy członkiń i członków Satmar w Nowym Jorku jest potomkami ocalałych z Holokaustu węgierskich Żydów. „Ta trauma przekazywana jest z pokolenia na pokolenie”, mówi Anna Winger, „dlatego chcieliśmy, aby Esty przerwała ten cykl w Berlinie – mieście, w którym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość przenikają się”.

Nie tyle źle, co nieświadomie

Serial przedstawia również trzy inne postaci, które podobnie jak Esty przeciwstawiają się społeczności Satmar. Mąż Esty jedzie za nią wraz z niegodnym zaufania kuzynem. Bezbożny Berlin wystawia ich pobożność na próbę. Dwaj mężczyźni zostają skonfrontowani ze swoją hipokryzją wobec kobiet. „Książka jest dość introspekcyjna, ponieważ jest wspomnieniem” – mówi Anna Winger. „Ale chcieliśmy stworzyć trójwymiarową postać męża Esty, który pozostanie w tle książki. Nie jest on złym człowiekiem, ale po prostu ignorantem, podobnie jak Esty.” Jej matka, która otrzymała w serialu również dużą rolę, także przed laty uciekła z Satmar. Musiała jednak pozostawić w Nowym Jorku swoją młodą córkę.

„Nieortodoksja”, to dramat kostiumowy w XXI wieku, z wielką dbałością o tradycyjne stroje i rytuały. Celem Netflixa jest między innymi zapewnienie lepszego wglądu w świat Satmar. Anna Winger twierdzi, że jednym z największych wyzwań był język jidysz. Wielu aktorów wychowało się ze znajomością tego języka, a jeden z nich był dodatkowo trenerem językowym. Winger jest dumna, że ten dziwaczny język dociera teraz do światowej publiczności. „Kiedy Izrael został założony, wybrano hebrajski jako język nauczania, częściowo dlatego, że jidysz jest językiem germańskim, którego nie rozumieli sefardyjscy Żydzi. Jidysz ma bogatą historię kulturalną, ale dziś mówi tym językiem coraz mniej ludzi.”

„Lubię mini szczęście”

Nawet włosy Esty odgrywają ważną rolę w serialu. W Nowym Jorku były golone, ​​gdy była mężatką i musiała obowiązkowo nosić perukę. Kamera ukazuje w przybliżeniu duże, załzawione oczy aktorki Shiry Haas, która również była golona na łyso. Wiele lat później, gdy Esty pływa w jeziorze pod Berlinem, po raz pierwszy publicznie zdejmuje perukę. Krucha aktorka nie wygląda już na zniszczoną, ale wyzwoloną. „Nie nauczyłam się dążyć do szczęścia” – mówi Feldman o swojej własnej drodze do wolności. „Uwielbiam jednak mini-szczęście – że mogę wyprowadzać psa, jeździć na rowerze, prowadzić samochód. Rzeczy, uważane przez innych za oczywiste, ale które nie były u nas dozwolone”.

Producentka telewizyjny, Anna Winger, słyszy od widzów z całego świata, że ​​ w walce Esty rozpoznają też siebie. Niektórzy twierdzą nawet, że po raz pierwszy mogą w ogóle zidentyfikować się z postacią żydowską. „Nieortodoksja” została stworzona dla niszowej publiczności, ale dzięki Netflixowi, ta niszowa grupa odbiorców na całym świecie okazuje się być bardzo duża. A dzięki mediom społecznościowym ludzie dyskutują ze sobą o serialu.” Ten sukces – i tendencje Netflix do kontynuowania udanych seriali – nasuwają pytanie: czy będzie jego kontynuacja? Winger jednak odpowiada: „Nie, nie będzie kontynuacji. Jest dobrze, tak jak jest.”

Autor: Haroon Ali, niderlandzki dziennik “Trouw”

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

300 dodatkowych milionów euro na ratowanie z kryzysu kultury w Niderlandii – „To za mało!”

(Dla małego porównania z naszym polskim podwórkiem – przykład ponadprogramowych decyzji rządu niderlandzkiego i reakcja zainteresowanego sektora kultury).

W środę, 15 kwietnia, rząd ogłosił, iż przeznacza dodatkowe 300 mln euro na wsparcie dla sektora kultury. Pieniądze zostaną przekazane „kluczowym instytucjom kultury”, „istotnym dla całego sektora” – przekazała minister kultury, Ingrid van Engelshoven (z partii D66). Są to takie instytucje jak Rijkmuseum, Opera Narodowa i inne większe grupy oraz organizacje, sale koncertowe i sceny teatralne.

„Wspierając teraz kluczowe organizacje kulturalne, można również z czasem zapewnić napływ po kryzysie, zleceń dla freelancerów” – stwierdziła minister Van Engelshoven. Świat sztuki jest „pierwszym sektorem, dla którego rząd podejmuje obecnie dodatkowe środki”.

Wcześniej, w połowie marca rząd ogłosił olbrzymi pakiet ratunkowy, ograniczający utratę dochodów dla firm i samozatrudnionych (początkowe wsparcie dla przedsiębiorców na poziomie 70% ich normalnych dochodów dość szybko podniesiono do 90%). Minęło kilka tygodni, zanim sektor kultury przekonał rząd, że to nie wystarczy.

Straty w wysokości 1 miliarda euro do 1 czerwca

Do 1 czerwca, sektor kultury i tzw. sektor kreatywny straci 1 miliard euro obrotów, według własnych obliczeń. Nadal nie jest jasne, jak szybko dojdzie do ponownych wizyt w teatrach, kinach i na festiwalach – w warunkach „półtora metrowej gospodarce” – jak nazywa się ostatnio gospodarkę ze względu na obowiązujące wszystkich zachowywanie od siebie 1,5-metrowej odległości. Sezon kulturalny 2020-2021 zagrożony jest większą liczbą bankructw, niż początkowo sądzono.

Dokładny sposób dystrybucji 300 milionów euro musi jeszcze zostać opracowany. Część wspomnianych środków zostanie podzielona na 6 mniejszych funduszy, które będą wspierać „ograniczoną liczbę muzeów, teatrów i festiwali, odgrywających kluczową rolę w danym regionie. Pod warunkiem, że do wsparcia dołączą również lokalne władze” – w oświadczeniu prasowym przekazała minister kultury.

Kwota 300 mln euro nie zadowoliła jednak wszystkich. Esther Ouwehand (z Partii na rzecz Zwierząt) z oburzeniem porównała tę kwotę do 600 mln euro, które zostaną przekazane hodowcom kwiatów.

Również rzecznik prasowy organizacji artystycznej Kunsten 92, Jan Zoet, wyraził wątpliwości, czy kwota będzie wystarczająca. „Oczywiście z radością przyjmiemy to wsparcie do okresu letniego, ale co będzie później? Jeśli ma być to całkowita kwota wsparcia, to z pewnością nie wystarczy” – powiedział Zoet – „To miło, że rząd dzieli się spostrzeżeniami, że ogólne środki były niewystarczające. Nie zapominajmy jednak, że środki te niewiele znaczą dla 160 000 samozatrudnionych freelancerów w sektorze kultury. Oni będą musieli zwrócić się o pomoc społeczną. Ponadto ważne jest, aby gminy podjęły również działania w odniesieniu do sal i instytucji, które nie są wspierane przez państwo”.

Według organizacji Kunsten 92 wszystkie cechy rynku pracy w sztuce można określić w kategoriach „pracy na zamówienie”: duża liczba w sektorze osób prowadzących działalność na własny rachunek i bez pracowników (to ok. 60–70 procent rynku), poza tym – można mówić o często hybrydowych operacjach biznesowych pomiędzy systemem dotacji a siłami rynkowymi lub o szczytach sezonów generujących dochód. Zarobki dla pracowników kultury pojawiają się nierównomiernie w ciągu roku.

Niektórzy komentatorzy zauważają, że wsparcie dotyczy tylko państwowych instytucji, co oznacza, że liczne prywatne teatry oraz muzea nie zostaną uwzględnione. „Te pieniądze zostaną przekazane bardzo ograniczonej liczbie dotowanych instytucji. Nie możemy zapominać o zatrudnionych w branży freelancerach, pracownikach kreatywnych oraz technicznych ukrytych za kulisami” – przekazał poseł Zielonej Lewicy, Niels van den Berge.

Jeśli chodzi o teatr, niezależne firmy stanowią obecnie 70% rynku. Minister Van Engelshoven przekazała, że przedsiębiorstwa te mogą ubiegać się o pożyczki poprzez fundusz Culture and Entrepreneurship. Skrytykował to Boris van der Ham, prezes stowarzyszenia niezależnych teatrów, który przekazał, że minister „nie rozumie widocznie, jak działa ta część świata teatru”. „Fundusz udziela pożyczek wyłącznie do sumy 100 tys. euro. To niewiele, jeśli produkujesz musical dla dużego teatru” – przekazał.

Marzenna Donajski / Donajska

Zdjęcie: Dzieło Jean’a Dubuffet w ogrodzie rzeźb Muzeum Kröller-Müller; ANP.

Olga Tokarczuk i Szczepan Twardoch nominowani do Europejskiej Nagrody Literackiej 2020

Ogłoszono listę 20 tytułów nominowanych do Europejskiej Nagrody Literackiej 2020.
Jest to nagroda przyznawana najlepszej powieści europejskiej opublikowanej w ubiegłym roku w języku niderlandzkim . Tytuły wybrane zostały przez 15 księgarń z całej Holandii.

W tym roku nagroda zostanie przyznana po raz dziesiąty. Będzie to 10 000 euro dla autora oraz 5000 euro dla tłumacza.

Oto lista 20 nominowanych tytułów:

  • Juan Gómez Bárcena, De hemel boven Lima door (Niebo nad Limą) Juan Gómez Bárcena, z języka hiszpańskiego przełożył Peter Gelauff (Wereldbibliotheek)
  • Roberto Camurri, De menselijke maat (Ludzka miara), z języka włoskiego przełożył Manon Smits (De Bezige Bij)
  • Jonathan Coe, Klein Engeland (Mała Anglia), z języka angielskiego przełożyli Otto Biersma i Petra van der Eerden (De Bezige Bij)
  • Adeline Dieudonné, Het echte leven (Prawdziwe życie), z języka francuskiego przełożyli Frans door Kris Lauwerys i Isabelle Schoepen (Atlas Contact)
  • David Diop, Meer dan een broer (Więcej niż brat), z języka francuskiego przełożyła Martine Woudt (Cossee)
  • Jon Fosse, De andere naam. Septologie I-II (Inne imię. Septologia, t. I-II), z języka norweskiego przełożyła Marianne Molenaar (Oevers)
  • Geir Gulliksen, Kijk ons nu eens (Teraz spójrz na nas), z języka norweskiego przełożyła Geri de Boer (Ambo Anthos)
  • Michel Houellebec, Serotonine (Serotonina), z języka francuskiego przełożył Frans door Martin de Haan (Arbeiderspers)
  • Fleur Jaeggy, SS Proleterka (SS „Proleterka”), z języka włoskiego przełożył Frans Denissen (Koppernik)
  • Drago Jančar, En ook de liefde (A także miłość), z języka słoweńskiego przełożył Roel Schuyt (Querido)
  • Daisy Johnson, Onder het water door (Pod powierzchnią), z języka angielskiego przełożył Callas Nijskens (Koppernik)
  • László Krasznahorkai, Baron Wenckheim keert terug (Baron Wenckheim powraca), z języka węgierskiego przełożyła Mari Alföldy (Wereldbibliotheek)
  • Jiří Kratochvil, Een bedroefde God (Smutny Bóg), z języka czeskiego przełożyła Tieske Slim (Kleine Uil)
  • Sally Rooney, Normale mensen (Normalni ludzie), z języka angielskiego przełożyła Gerda Baardman (Ambo Anthos)
  • Antonio Scurati, M. De zoon van de eeuw (M. Syn stulecia), z języka włoskiego przełożył Jan van der Haar (Podium)
  • Robert Seethaler, Het veld (Pole), z języka niemieckiego przełożyła Liesbeth van Nes (De Bezige Bij)
  • Ali Smith, Lente (Wiosna), z języka angielskiego przełożyły Karina van Santen i Martine Vosmaer (Prometheus)
  • Olga Tokarczuk, De Jacobsboeken (Księgi Jakubowe), z języka polskiego przełożył Karol Lesman (De Geus)
  • Szczepan Twardoch, De koning (Król), z języka polskiego przełożyła Charlotte Pothuizen (Nieuw Amsterdam)
  • Jeanette Winterson, Frankkusstein (Frankisstein), z języka angielskiego przełożył Arthur Wevers (Atlas Contact)

(Ciąg dalszy tekstu poniżej obrazka)

Nagrody literackie 2020 zostaną ogłoszone pod koniec czerwca podczas uroczystego spotkania w Spui25 w Amsterdamie.

Ceremonia wręczenia nagród odbędzie się w sobotę, 7 listopada, w czasie Festiwalu Przekraczania Granic (het Crossing Border Festival) w Hadze

Źródło: https://www.europeseliteratuurprijs.nl

Marzenna Donajska / Donajski

10 Najlepszych Spektakli w sieci za darmo

„MIĘDZY NAMI DOBRZE JEST” – REŻ. GRZEGORZ JARZYNA

„Między nami dobrze jest” – reż. Grzegorz Jarzyna

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Grzegorz Jarzyna wykonuje kolejny krok w stronę filmu, kręcąc sztukę Doroty Masłowskiej – „tragikomedię wirtualną o polskiej rzeczywistości”, wyznaczającą w jego karierze zwrot ku sprawom takim jak np. pamięć historyczna.

„Tekst Masłowskiej jest zlepkiem zdań i spostrzeżeń na temat rzeczywistości. Nie ma w nim linearnej fabuły, rozbudowanych postaci. Teatr bywa zbyt wolny, nie nadąża za tempem narracji i dialogów Masłowskiej. Dzięki filmowemu montażowi mogę zaprosić widza do gry. Każde zdanie, słowo czy sens może mieć swój kontrapunkt w precyzyjnie dobranym obrazie, co buduje dodatkowe pole skojarzeń i powiązań. Film daje mi również zbliżenia i detale, o które trudno w teatrze” – twierdził Grzegorz Jarzyna w rozmowie z Łukaszem Knapem w miesięczniku „Kino”.

Reżyser od dawna szuka artystycznego wyrazu, raz dialogując na scenie z dziełami z dużego ekranu (np. Nosferatu, 2011, Druga kobieta, 2014), kiedy indziej wykorzystując instrumentarium X muzy – tak jak w telewizyjnej wersji spektaklu 2007: Macbeth (2006). Film Między nami dobrze jest wg tekstu Masłowskiej to wariant przedstawienia, które Jarzyna przygotował dla teatru w 2009 roku. Z animowanych trików i blue boxów powstała – jak mówi odtwórczyni jednej z ról, Aleksandra Popławska – „tragikomedia wirtualna o polskiej rzeczywistości”.

Rozgrywa się ona w Warszawie, w biednym mieszkaniu wielopokoleniowej rodziny złożonej z kobiet: Osowiałej Staruszki („Ech, pamiętam ten dzień, w którym wybuchła wojna”), jej córki Haliny, pracującej w hipermarkecie, oraz jeżdżącej na butorolkach wnuczki, czyli Małej Metalowej Dziewczynki. Z tą trójką i ich sąsiadką Bożeną konfrontowane są młode celebrytki, a także Aktor oraz reżyser filmowy. Wszyscy prowadzą iluzoryczne życie pośród kaskad nieznośnej nowomowy kształtowanej przez programy telewizyjne i tabloidowe czasopisma. Wstydzą się zarówno swego rodowodu społecznego, jak i obecnego statusu, starając się udawać kogoś innego. W Między nami dobrze jest na wierzch wychodzą kłopoty współczesnych Polaków z tożsamością, powstałe po kapitalistycznej transformacji i wstąpieniu do Unii Europejskiej. Jako obywatele kraju zacofanego cywilizacyjnie, spauperyzowanego i peryferyjnego wyrzekają się rodzimej tradycji oraz historii, o której ich wiedza ogranicza się do drugiej wojny światowej.

„DAMY I HUZARY” – REŻ. KRYSTYNA JANDA

„Damy i huzary” – reż. Krystyna Jand

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Sztuka Aleksandra Fredry w doborowej obsadzie, ze znakomitą rolą Andrzeja Grabowskiego jako Majora – wciągniętego w matrymonialną intrygę dzielnego wojaka, dotąd bardzo zadowolonego ze swego starokawalerskiego stanu.

Sztuka Aleksandra hr. Fredry została przeniesiona na ekran przez Krystynę Jandę w związku z obchodami 250-lecia teatru publicznego w Polsce. Reżyserce udało się zachować dbałość o realia epoki, a jednocześnie nadać historii werwę i dynamikę, które sprawiają, że Fredrowskie Damy i huzary w jej adaptacji ani trochę nie trącą myszką, przeciwnie – doskonale wpisują się we współczesną problematykę równouprawnienia i „walki płci”.

Major (Andrzej Grabowski), doświadczony żołnierz kampanii napoleońskich, wraz z wiernymi druhami zażywa odpoczynku w swoim wiejskim majątku. Przyjaciele czują się swobodnie, bo właśnie odprawili starą klucznicę, ostatnią białogłowę zakłócającą im sielski starokawalerski nastrój. Niestety, niedługo mogą cieszyć się spokojem i oddawać męskim rozrywkom: oto nadciągają damy – siostry Majora ze swoją żeńską świtą. Najstarsza z siostrzyczek, Orgonowa (Krystyna Janda), matka młodej Zosi (Małgorzata Kocik), ma pewien zmyślny plan, który pragnie przedstawić bratu, który dotąd – mimo dojrzałego już wieku – pozostał w kawalerskim stanie. Pojawienie się dam i ujawnione wkrótce matrymonialne projekty błyskawicznie burzą spokój Majora i jego żołnierskiej braci.

„ŚLUBY PANIEŃSKIE – REŻ. JAN ENGLERT

„Śluby panieńskie” – reż. Jan Englert

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Jedno z najważniejszych dzieł Aleksandra Fredry, klasyka polskiej komedii, w znakomitej interpretacji Jana Englerta przygotowanej w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, bierze na warsztat jedno z najważniejszych komediowych dzieł Aleksandra Fredry – Śluby panieńskie, czyli Magnetyzm serca z 1832 roku. Historia opowiedziana przez Fredrę w Ślubach to zabawna i nietracąca na aktualności opowieść o odwiecznych damsko-męskich zmaganiach, która dzięki uwspółcześnionej scenografii i doskonałej obsadzie, a także dzięki muzyce Leszka Możdżera, nabiera wyjątkowej świeżości, lekkości i finezji.

Radost (Jan Englert), podstarzały bon vivant, przyjeżdża wraz ze swoim bratankiem Gustawem (Marcin Hycnar) do majątku pani Dobrójskiej (Katarzyna Gniewkowska), mieszkającej z córką Anielą (Patrycja Soliman) i siostrzenicą Klarą (Kamilla Baar-Kochańska). Pragnie ożenić młodzieńca z córką gospodyni. Okazuje się jednak, że ani Aniela, ani Gustaw, małżeństwa nie mają w planach. Także kuzynka panny Dobrójskiej, Klara, nie wierzy w stałość męskich uczuć i odrzuca zaloty nieporadnego Albina (znakomity Grzegorz Małecki). Obie panny składają przy tym uroczystą przysięgę „nigdy nie być żoną”. Kiedy jednak będący wytrawnym uwodzicielem Gustaw dowiaduje się, że Aniela go nie chce, mimo podrażnionej męskiej ambicji postanawia przekonać do siebie pannę, a w podjętą w tym celu grę wciąga nieszczęśliwie zakochanego Albina. Antymęski spisek słabnie na dobre, gdy zaczyna działać obustronny, tytułowy „magnetyzm serca”.

Młodzi prowadzą miłosne roszady, starzy przywołują wspomnienia, a międzypokoleniowe rozmowy toczą się wytrawnym Fredrowskim wierszem. Jan Englert spogląda na klasykę ożywczym okiem, a scenografia Barbary Hanickiej zgrabnie łączy sielski krajobraz z nowoczesnością.

„UDRĘKA ŻYCIA” – REŻ. JAN ENGLERT

„Udręka życia” – reż. Jan Englert

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Spektakl „Udręka życia” w reżyserii Jana Englerta zarejestrowany w Teatrze Narodowym dla Telewizji Polskiej. Bohaterów dramatu Hanocha Levina, Jonę i Lewiwę, zagrali brawurowo Janusz Gajos i Anna Seniuk.

Jona (Janusz Gajos) i Lewiwa Popoch (Anna Seniuk) to małżeństwo z czterdziestoletnim stażem. Ich świat zamyka się w czterech ścianach wspólnego mieszkania, w którym są dożywotnio skazani na wzajemne towarzystwo. Sfrustrowany, rozczarowany życiem oraz bliski obłędu Jona podejmuje rozpaczliwą próbę odejścia od żony. Tak rozpoczyna się nocna rozmowa, pełna zaskakujących zwrotów akcji, brutalnych obelg, ale i przejmujących zwierzeń, jak to otwierające dramat:

Jestem człowiekiem zgubionym. To prawda, od której nie da się uciec. Jestem zgubionym. Jak to się stało? Gdy byłem dzieckiem, cały świat leżał mi u stóp. Jak się to rozpuściło? Wypadło z rąk? To wszystko są wyświechtane pytania, z wyświechtanymi odpowiedziami. Tylko mój ból nie jest wcale wyświechtany. Żyje. Jest świeży. Jest tu.  

Rozmowę nieoczekiwanie przerywa trzecia postać, osamotniony przyjaciel pary, Gunkel (Włodzimierz Press), którego przybycie rzuca nowe światło na dotychczasowe wydarzenia. Troje bohaterów dramatu Levina razem dotyka najbardziej podstawowych problemów ludzkiej egzystencji, lęku przed starością, śmiercią i samotnością. Adaptacja w reżyserii Jana Englerta wiernie oddaje zarówno tragizm, jak i czarny humor oryginału. 

„(A)POLLONIA” – REŻ. KRZYSZTOF WARLIKOWSKI

„(A)pollonia” – reż. Krzysztof Warlikowski

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Spektakl o ofierze, winie i przebaczeniu. Bazując na tekstach antycznych i współczesnych, Warlikowski przepracowuje w campowy sposób powojenną traumę i sens poświęcenia.

(A)pollonia w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego stanowi eklektyczną opowieść o ofierze i ofiarowaniu. Porusza problematykę odpowiedzialności za czyny i sensu ofiarnictwa. Materię literacką przedstawienia stanowią zarówno teksty antyczne – dramaty Ajschylosa i Eurypidesa, jak i dzieła najnowsze: twórczość Johna Maxwella Coetzeego i Hanny Krall czy kontrowersyjna powieść Łaskawe Jonathana Littella. Teksty te traktowane są przez reżysera spektaklu w sposób wybiórczy i patchworkowy.

(A)pollonia opowiada historię trzech kobiet: Ifigenii – poświęconej przez ojca Agamemnona za ojczyznę, Alkestis – oddającej życie za męża Admeta oraz Apolonii Machczyńskiej, która zginęła podczas wojny, osieracając przy tym swoje dzieci, ponieważ zdecydowała się ukrywać Żydów. Heroizm okazuje się w przypadku bohaterek dwuznaczny, ich wybory moralne podlegają zakwestionowaniu. Reżyser zadaje niewygodne pytania: o głęboki sens ofiary, o prawo do decydowania o życiu – cudzym, ale i własnym, skoro czasem decyzje dotyczące naszego życia wpływają też znacząco na losy innych. Warlikowski podważa również mechanizm uświęcania ofiar oraz jednoznaczny osąd moralny zbrodniarzy wojennych – Agamemnon po powrocie z Troi wypowie monolog z Łaskawych: „Nigdy nie będziecie mogli powiedzieć: nie zabiję (…); jedyne, co możecie powiedzieć, to: mam nadzieję nie zabijać”. Wątki dramatyczne zostały w spektaklu poprzeplatane z kontrastującymi stylistycznie songami w wykonaniu Renate Jett.

„REWIZOR” – REŻ. JERZY STUHR

„Rewizor” – reż. Jerzy Stuhr

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Arcydzieło rosyjskiej dramaturgii autorstwa Mikołaja Gogola w interpretacji Jerzego Stuhra i gwiazdorskiej obsadzie, ze zdjęciami Jolanty Dylewskiej.

Współczesne odczytanie komedii satyrycznej Gogola w reżyserii Jerzego Stuhra i gwiazdorskiej obsadzie po 37 latach od ostatniej inscenizacji w Teatrze TV – pamiętnego spektaklu Jerzego Gruzy z Tadeuszem Łomnickim w roli Horodniczego (premiera 1977).

Rewizor to arcydzieło dramaturgii rosyjskiej z jednej strony bezlitośnie demaskuje realia carskiej Rosji i stosunki panujące na prowincji, z drugiej podkreśla to, co jest ponadczasowe, czyli ludzkie wady i tzw. układy funkcjonujące w każdym społeczeństwie i systemie, który opiera się na strachu.

Do prowincjonalnego miasteczka trafia przejazdem hulaka i uwodziciel – Chlestakow (debiutujący na ekranie Adam Serowaniec). Fatalny zbieg okoliczności sprawia, że miejscowa elita bierze go za podróżującego incognito rewizora, „z najwyższego rozkazu” kontrolującego całą gubernię. Władze miasteczka, z Horodniczym (Jerzy Stuhr) na czele, mają wiele do ukrycia, dlatego próbują zrobić jak najlepsze wrażenie na ważnym gościu. Znajdujący się w poważnych tarapatach finansowych Chlestakow skwapliwie wciela się w przypisaną mu rolę. Bierze sowite łapówki, chętnie nadstawia ucha na donosy i pochlebstwa małomiasteczkowych notabli, umizguje się do żony i córki Horodniczego, który udzielił mu gościny. W oczach prowincjuszy uchodzi za człowieka, który może wszystko  Gdy sytuacja go przerasta, cichaczem czmycha. Jego prywatny list, przejęty przez miejscowych dygnitarzy, ujawnia straszną prawdę.

„H” – REŻ. JAN KLATA

„H” – reż. Jan Klata

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Z Hamleta w postsolidarnościowym czasie i miejscu została tylko pierwsza litera imienia. Jan Klata posłużył się arcydziełem Williama Shakespeare’a, żeby w „H.“ wykrzyczeć wściekłość pokolenia tych, „którzy się nie załapali”. Larum odbijało się echem w upadającej Stoczni Gdańskiej, gdzie grany był spektakl.

Wybrana przez reżysera przestrzeń nie pozwalała zapomnieć o polityczno-społecznym kontekście spektaklu przygotowanego pod szyldem Teatru Wybrzeże. Tłem dla stawianych przez Jana Klatę pytań o to, co zostało z etosu pierwszej „Solidarności”, była słynna hala 42 A, opuszczone i już nikomu niepotrzebne miejsce, w którym pracowała suwnicowa Anna Walentynowicz (w proteście przeciwko jej zwolnieniu wystąpili robotnicy w sierpniu 1980 roku). W tę przestrzeń wjeżdżała na siwym koniu postać w husarskiej zbroi uosabiająca postać Ducha ojca Hamleta, domagająca się od swego następcy wyrównania krzywd; uporządkowania spraw, bo – dosłownie na gruzach solidarnościowej kolebki – trwał w najlepsze bal nowych elit. Klaudiusz z Gertrudą pogrążali Elsynor w hedonistycznej beztrosce. Jacek Sieradzki pisał po latach, że H. był jednym z kopniaków wymierzanych przez teatr ówczesnemu establishmentowi, spychaniem beneficjentów przemian 1989 roku do defensywy.

Hamlet z Wybrzeża nie pyta o to, czy „być albo nie być?”. Podśpiewuje ironiczny numer Püdelsów: „Nic mi się nie chce/ seks mnie nie łechce/ Nie dla mnie splendor i sława/ Nie dla mnie ta cała zabawa”. Książę w interpretacji Marcina Czarnika bywa gwałtowny, czasami histeryczny, a gdy próbuje przeciwstawić się otoczeniu – bezradny. Nie jest też „biednym chłopcem z książką”. Dla zabicia czasu gra w turbogolfa, tak jak rówieśnicy na widowni, którzy, faktycznie, na opuszczonych terenach stoczni spotykali się, żeby uprawiać uliczną odmianę sportu dla elit. Klata mówił o turbogolfie, że to najbardziej antykonsumpcyjna i antyglobalistyczna dyscyplina, jaką można sobie wyobrazić.

„MIŁOŚĆ NA KRYMIE” – REŻ. JERZY JAROCKI

„Miłość na Krymie” – reż. Jerzy Jarocki

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Główną bohaterką sztuki okazuje się Rosja wrzucona w tryby historii, prezentująca swoje kolejne oblicza. Mrożek odwołuje się nie tylko do literatury, do Czechowa, Turgieniewa, Majakowskiego i Szekspira, ale także do obiegowych wyobrażeń na temat Rosji i „rosyjskości”, rosyjskiej duszy i mentalności.

Akcja pierwszego aktu sztuki, utrzymanego w klimacie dramatów Czechowa, rozgrywa się w 1910 roku, w Rosji carskiej, w której nie widać jeszcze żadnych symptomów przyszłego rewolucyjnego fermentu; w akcie drugim mamy rok 1928 – następuje rozkwit Kraju Rad; w trzecim przenosimy się w czasie o wiele dekad, do okresu tuż po rozpadzie ZSRR. Przez kolejne części tej „komedii tragicznej” przewijają się te same postaci, poznajemy ich dramatyczne wybory i pogmatwane losy. Tytułową miłość uosabia Tatiana (Małgorzata Kożuchowska), inną ważną postacią jest Zachedryński (Jan Frycz), inteligent, który, początkowo zdystansowany do spraw świata, po upadku starego ładu służy nowemu systemowi, by w końcu paść jego ofiarą. Główną bohaterką sztuki okazuje się jednak Rosja wrzucona w tryby historii, prezentująca swoje kolejne oblicza. Mrożek odwołuje się nie tylko do literatury, do Czechowa, Turgieniewa, Majakowskiego i Szekspira, ale także do obiegowych wyobrażeń na temat Rosji i „rosyjskości”, rosyjskiej duszy i mentalności.

Napisana w 1993 roku Miłość na Krymie to najważniejsza z czterech sztuk Sławomira Mrożka, powstałych w latach 90. Losy jej prapremiery były dość powikłane: Jerzy Jarocki, który jako pierwszy chciał podjąć się inscenizacji, planował wprowadzić pewne zmiany w treści i układzie dzieła, przeciw czemu dramaturg ostro zaoponował, publikując w prasie słynne „dziesięć punktów” – warunków, na jakich wolno spektakl wyreżyserować. Ostatecznie – nie ingerując w tekst dramatu, w duchu zalecanym przez autora – prapremierę sztuki przygotował w Teatrze Starym w Krakowie Maciej Wojtyszko. Po latach napięcie między Mrożkiem i Jarockim w końcu opadło i reżyser mógł wystawić sztukę we własnym układzie, czego dokonał w 2007 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie. Był to jeden z ostatnich przygotowanych przez niego spektakli. Prac nad rejestracją telewizyjną już nie dokończył, podjął się tego Jan Englert.

„KOSMOS” – REŻ. JERZY JAROCKI

„Kosmos” – reż. Jerzy Jarocki

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Gombrowiczowska opowieść o wakacyjnej przygodzie Witolda i Fuksa to w rzeczywistości przypowieść o bezskutecznym poszukiwaniu sensowności świata.

Przecież patrzyłem na tego wisielca akurat tak samo, jak w tamtych krzakach patrzyłem na wróbla. I pum, pum, pum, pum! Raz, dwa, trzy, cztery! Wróbel powieszony, patyk wiszący, kot uduszony-powieszony, Ludwik powieszony. Jak składnie! Jaka konsekwencja! Trup idiotyczny stawał się trupem logicznym – tylko że logika była i ciężka… i zanadto moja… osobista… taka… osobna… prywatna. Nic mi nie pozostawało, prócz myślenia. Myślałem.

Kosmos, rozdział X
Według Witolda Gombrowicza Kosmos był powieścią o kształtowaniu się rzeczywistości, percepcji czy też relacji zawartej miedzy świadomością a rzeczywistością. Kosmos odnosił się też do samego słowa i języka, do narracji o rzeczywistości. W pozornie nieskładnych grach językowych przewija się w tle filozofia europejska, którą zresztą Gombrowicz bardzo dobrze znał. Akcja zaczyna się kiedy dwaj młodzi mężczyźni wyjeżdżają do górskiej miejscowości (Zakopane); Witold postanawia odpocząć przed egzaminami, a Fuks chce oderwać się od męki pracy z niemiłym szefem. Ich uwagę i zmysły pochłania córka właścicieli pensjonatu, piękna i młoda mężatka Lena. Bohaterowie odkrywają wokół siebie dziwne ślady (powieszonego na drucie wróbla, strzałki na suficie prowadzące do powieszonego na nitce patyczka) i postanawiają przeprowadzić śledztwo. Im bardziej pragną uporządkować rzeczywistość, tym bardziej im się ona wymyka.

Spektakl Kosmos zdobył wiele nagród: Nagrodę im. Tadeusza Żeleńskiego Boya (2006), przyznawana przez polską sekcję AICT dla Zbigniewa Zapasiewicza; Nagrodę im. Cypriana Kamila Norwida (2006), przyznawaną przez Samorząd Województwa Mazowieckiego, „w kategorii teatr”, dla Zbigniewa Zapasiewicza za rolę Leona; Nagrodę Dyrekcji Festiwalu Bałtyjski Dom w Sankt Petersburgu (2006); Feliksa Warszawskiego (2006) dla Jerzego Jarockiego za oraz dla Zbigniewa Zapasiewicza w kategorii „pierwszoplanowa rola męska” za rolę Leona.

„ORFEUSZ I EURYDYKA” – REŻ. MARIUSZ TRELIŃSKI

„Orfeusz i Eurydyka” – reż. Mariusz Treliński

KLIKNIJ TUTAJ, ABY OBEJRZEĆ >>>

Muzyczny spektakl przenosi antyczną historię w czasy współczesne, a reżysera interesuje przede wszystkim jej osobisty wątek, który mógłby dotyczyć każdego.

Opera Orfeusz i Eurydyka, nawiązująca do znanego mitu o miłości, jest dziełem Christopha Willibalda Glucka (1714-1787), niemieckiego kompozytora okresu klasycyzmu, jednego z reformatorów opery klasycznej. Wydarzenie zarejestrowane przez Narodowy Instytut Audiowizualny jest koprodukcją Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie i Teatru Narodowego w Bratysławie. Reżyser, Mariusz Treliński wybrał wiedeńską wersję opery (1762), która nieco różni się od wersji paryskiej (1774) zakończeniem. 

Muzyczny spektakl przenosi antyczną historię Orfeusza i Eurydyki we współczesne mury blokowiska; reżysera nie interesuje wieloznaczność mitu, lecz osobisty wątek, który mógłby dotyczyć każdego. Narracja bliższa jest Scenom z życia małżeńskiego Bergmana niż klasycznej wersji historii. Wyprawa Orfeusza po ukochaną Eurydykę – mężczyzny, który, dodajmy, niewiele wie o życiu i miłości, nieprzygotowanego na utratę bliskiej osoby – staje się drogą w głąb siebie; jest próbą pogodzenia z bezradnością wobec śmierci. W micie Eurydyka umiera od ukąszenia węża, w spektaklu Trelińskiego miota się po mieszkaniu i ostatecznie popełnia samobójstwo.

(na podstawie treści http://wroclaw.naszemiasto.pl)

Ogólnoświatowy Marsz Kobiet – 21 stycznia 2017

Tak było dwa lata temu, 21 stycznia 2017 r., w czasie Marszu Kobiet w Amsterdamie i wielu miejscach na całym świecie (Women’s March 2017).

W Amsterdamie, wszyscy, niezależnie od płci, rasy, gatunku, etc. demonstrowali – na ogół z pomarańczowymi parasolkami. W geście solidarności z głośnym Czarnym Protestem w Polsce, który miał miejsce w poniedziałek, 03.10.2016 r (organizowanym przez Ogólnopolski Strajk Kobiet).

Polski protest był następstwem odrzucenia przez Sejm projektu ustawy „Ratujmy kobiety” i skierowania zarazem do prac w komisji projektu „Stop aborcji”. Masowy Czarny Marsz, w 147 miastach, wywarł swoją mocą wrażenie na ustawodawcach. Trzy dni później Sejm odrzucił projekt ustawy „Stop aborcji”.

(Pomarańczowy kolor parasolek na zdjęciach jest symbolicznym kolorem Królestwa Niderlandów)

PS. Tłum ludzi i moja nieznajomość wówczas kamerki troszkę utrudniały robienie lepszych zdjęć 😉 ).

(Marzenna Furmaniuk-Donajska / Donajski)