KATHERINE JOHNSON – Oddane odkryciu – cz. 3/7

Z cyklu „Oddane Odkryciu – siedem naukowczyń, które ukształtowały nasz świat”

KATHERINE JOHNSON – matematyczka

Grafika: Daria Koshkina

Katherine Johnson to matematyczka, której kalkulacje były niezbędne dla badań kosmicznych USA. Jako naukowczyni w NASA, Johnson obliczyła trajektorie, okna startowe oraz awaryjne ścieżki powrotne, które pozwoliły pierwszym amerykańskim astronautom wylecieć w kosmos i na orbitę.

“Zdałam sobie sprawę z własnej dociekliwości. Chciałam wiedzieć, o co chodzi i dlaczego. Bardzo ważne było dla mnie właśnie to: dlaczego?” – mówi Johnson o swoim popędzie do poszerzania granic tego, co możliwe.

Była pierwszą Afroamerykanką, uczęszczającą do szkoły wyższej West Virginia State College, oraz jedną z nielicznych zatrudnionych w programie kosmicznym NASA.

Spotykała się z dyskryminacją z powodu swojej rasy i płci, jednak wiedziała, że stanowi część zespołu. „Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że zadaję wiele pytań i że jestem tam jedyną kobietą” – mówi.

Dzisiaj, w wieku 101 lat, Johnson jest niezłomną zwolenniczką obecności kobiet i dziewcząt w obrębie STEM. „Dziewczęta są zdolne robić wszystko to, co potrafią robić mężczyźni” – mówi.

Johnson zachęca wszystkie osoby zainspirowane jej pionierską karierą do podążania za własnymi zainteresowaniami: „Okryj, jakie są twoje marzenia, a później nad nimi pracuj. Bo jeśli lubisz to, co robisz – będziesz to robić dobrze.”

#WomenInScience #KobietywNauce

Tłumaczenie: Hanna Harmata

TU YOUYOU – Oddane odkryciu – cz. 1/7

Z cyklu „Oddane Odkryciu – siedem naukowczyń, które ukształtowały nasz świat”

TU YOUYOU – chemiczka farmaceutyczna

Przez wieki kobiety miały znaczący wkład w różnorodne dziedziny nauki. Odkrywały ratujące życie leki, projektowały wynalazki zmieniające świat oraz zajmowały się szeroko zakrojonymi badaniami, lecz w wielu przypadkach ich odkrycia były umniejszane, bądź wręcz pomijane.

Przez zbyt długi czas dziedziny STEM (Science, Technology, Engineering, Mathematics – Nauka, technologia, inżynieria i matematyka – przyp.tłum.) kształtowane były przez uprzedzenia genderowe, które wykluczały kobiety i dziewczynki – w czasach przeszłych, obecnych i przyszłych. Nierówny dostęp do edukacji, technologii i pozycji liderskich odciągały niezliczone kobiece umysły od karier w dziedzinach STEM i wstrzymywały ich rozwój.

Nie zważając na przeciwności, twórcze i wytrwałe kobiety i dziewczynki, nieustannie rozszerzają granice wiedzy naukowej i każdego dnia poszukują rozwiązań dla złożonych, globalnych problemów. Ich praca zmienia sposób, w jaki postrzegamy otaczający świat.

Ich historie zasługują na to, by mówić o nich głośno.

Przełomy w nauce odzwierciedlają tych, którzy ich dokonali. Różnica między płciami w zakresie nauki, technologii i innowacji bezpośrednio przekłada się na przeoczone talenty, niewykorzystane odkrycia i stronnicze rozwiązania.

Zaprezentujemy wizerunki zaledwie siedmiu naukowczyń, które powinnyście i powinniście znać i doceniać.

Oto pierwszy z portretów:

TU YOUYOU –

Grafika: Daria Koshkina


Tu Youyou jest chemiczką farmaceutyczną, której wizjonerskie badania nad leczeniem malarii osadzone są w starożytnej medycynie chińskiej. Zawdzięczamy jej odkrycie artemizyniny – składnika szybko redukującego liczbę pasożytów we krwi chorych na malarię, któremu miliony ludzi zawdzięczają życie.

Jako studentka farmacji, Youyou zapoznała się z zasadami klasyfikacji roślin o właściwościach leczniczych, ekstrakcji składników aktywnych oraz określania ich struktury chemicznej. W początkowym stadium kariery spędziła kilka lat w lasach deszczowych południowych Chin, badając dziesiątkujące populację przypadki malarii oraz studiując starożytne teksty, traktujące o tradycyjnej medycynie chińskiej.

Po kilku latach badań, wraz ze swoim zespołem, Youyou odnalazła wzmiankę o piołunie, używanym w Chinach w okolicach roku 400 naszej ery do leczenia okresowej gorączki – objawu malarii. Zespół naukowców zdołał wyodrębnić składnik aktywny, który poddano testom i opublikowano ich rezultaty. Dzisiejsza Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca terapię artemizyniną jako pierwszą linię obrony przeciwko malarii.

“Każdy naukowiec marzy, by dokonać czegoś, co może pomóc światu” – mówi Youyou.

W roku 2015 ona i dwoje jej współpracowników zostali wspólnie nagrodzeni Nagrodą Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny, czyniąc Youyou pierwszą chińską laureatką Nagrody w tej kategorii, oraz pierwszą kobietą w Chinach, która kiedykolwiek otrzymała Nagrodę Nobla.

Odkrycia Youyou codziennie ratują ludzkie życia.

Kliknij tutaj, by dowiedzieć się więcej o jej niezwykłej pracy.
https://www.nobelprize.org/womenwhochangedscien…/…/tu-youyou

#WomenInScience #KobietywNauce

  • Tłumaczenie: Hanna Harmata

Źródło: materiały UN Women

Dzieci w rodzinach jednopłciowych

Nigdy nie jest zbyt wcześnie 😊

Jaki piękny byłby świat bez presji społecznych i prawnych w sprawie obowiązku posiadania, lub nieposiadania dzieci. Każdy wolny człowiek powinien sam dokonywać wyborów. Kobiety również. Myślę też, że przemoc w rodzinie w dużym stopniu powstaje na tle stereotypów dotyczących różnic płci i ról płci. Nie słyszałam o przypadkach wzajemnej przemocy i przemocy wobec dzieci w rodzinach jednopłciowych

(Marzenna Furmaniuk-Donajska)

„Nie reanimować – Mam 91+ lat”

„NIE REANIMOWAĆ. MAM 91+ LAT” – ten mocny przekaz, kazała sobie wytatuować Nel Bolton, mieszkanka Hagi. Znalazła wielu naśladowców wśród seniorek i seniorów w dojrzałym wieku.



W owym czasie, niezbędne do prawnie honorowanego wyrażenia woli było posiadanie informacyjnej plakietki-wisiorka oraz oświadczenia podpisanego przez lekarza. Nel Bolton nie ufała jednak w ich skuteczność. Jak twierdziła, w czasie reanimacji liczą się sekundy, więc nikt nie ma czasu szukać oświadczenia lub wisiorka. Ten ostatni może zresztą ulec zniszczeniu w wypadku lub zaginąć. Dlatego zażyczyła sobie wyrazisty tatuaż, wprost na piersi, nie do przeoczenia przez osoby podejmujące reanimację.

Pracując przez lata jako pielęgniarka w szpitalu w Zuidwal, zdawała sobie sprawę z konsekwencji dla mózgu starszej osoby jakie przynieść może długotrwała utrata przytomności i resuscytacja. „Nie chcę być siedzącą na krześle rośliną”.

W 2014 r. o pani Bolton zrobiło się głośno w mediach – przede wszystkim w Holandii, ale też np. w Japonii i USA. Holenderscy pracownicy ambulansów podważali jednak prawomocność tego typu tatuaży. Osobiście zainterweniowała więc Minister Zdrowia Edith Schippers. Stanęła po stronie Nel Bolton. Poinformowała Izbę Reprezentantów, że każda osoba ma prawo odmówić pomocy medycznej, a tym samym również resuscytacji, i że nie jest wymagane dodatkowe oficjalne wyrażenie zakazu leczenia. Minister napisała to również w osobistym liście do Nel.

Nel Bolton zawsze była osobą zdecydowaną i praktyczną. Aktywną, fit, udzielającą się przez wiele lat jako wolontariuszka. Nigdy, nawet w okresie rekonwalescencji po operacji, nie chciała być zależna od opieki medycznej, zwłaszcza w domu opieki. Ceniła nade wszystko wolność i samodzielność. Sama o swojej pracy w szpitalu mówiła: “Nie byłam słodka, ale opiekuńcza”

Pochodziła z ciepłej, ale dość pragmatycznej rodziny. Żyła w szczęśliwym związku z kobietą i związek ten od początku był akceptowany przez jej najbliższych. Obie pani kochały muzykę i bilard. Nel, jeszcze w wieku 92 lat, uczestniczyła w mistrzostwach bilardowych w Hadze. Uprawiała też do późnych lat warzywa i kwiaty w ogródku. W 2017 r. odeszła we śnie, spokojnie, w swoim domu, mając 93 lata.

Historia Nel Bolton i jej tatuaż wywarły na mnie wielkie wrażenie, zapadły w pamięć i przebudowały moje myślenie o decyzjach ostatecznych. A Wy co o tym myślicie? Rozumiecie jej postawę?

Marzenna Donajski / Donajska

Grzeczne dziewczynki żyją krócej

Głośne kobiety są zdrowsze. Tłumienie emocji może nawet zabić. Problemy z sercem, niewydolność krążenia – to początek długiej listy symptomów powiązanych istotnie z tzw. samouciszaniem. Kobiety często mają potrzebę silnej ekspresji swoich uczuć, ale tłumią ją w sobie. Badania łączą tę tendencję z przemocą domową, zarówno emocjonalną, jak i fizyczną. O badaniach tych pisze Katarzyna Mazur w Focus.pl.

Próby utrzymania związku za wszelką cenę i tłumienie przez to swoich prawdziwych uczuć porównuje się do utrzymywania bardzo bolesnej tajemnicy. Wzorzec ten, od lat 90-tych, nazywany jest przez psychologię samouciszeniem. To przedkładanie potrzeb partnera ponad własne lub powstrzymywanie się przed wyrażeniem negatywnych emocji, aby nie doprowadzać do eskalacji konfliktu w związku. Często zjawisko to powiązane jest z istnieniem przemocy w relacji – fizycznej i emocjonalnej. 

„Z socjologicznego punktu widzenia powstrzymywanie się od gwałtownych reakcji może nie wydawać się złym pomysłem, jednak medycyna ma na ten temat zupełnie odmienne zdanie. Coraz więcej badań udowadnia, że kobiety, które tłumią swoje emocje, są częściej narażone na wiele psychicznych i fizycznych dolegliwości, podczas gdy ich bardziej wylewne koleżanki cieszą się całkiem dobrym zdrowiem.”

Konsekwencje? – badania wykazują związek samouciszania kobiet z nabywaniem takich dolegliwości jak: zespół jelita drażliwego, depresja, przewrażliwienie, problemy z koordynacją ruchową i wreszcie, przedwczesna śmierć. Potwierdzają to tez przerażające statystyki: na przestrzeni 10 lat badania zaobserwowano czterokrotnie wyższą umieralność u mężatek, stosujących samouciszanie, niż w przypadku bardziej wylewnych żon.

Dalsze badania przeprowadzone przez Wydział Psychiatrii Uniwersytetu w Pittsburghu wykazują silne powiązanie samouciszania z problemami miażdżycowymi i w konsekwencji ryzykiem udaru mózgu lub doświadczenia innych upośledzeń układu krążenia. 

Najświeższe badanie łączy ten mechanizm nawet ze zwiększeniem produkcji płytki nazębnej u kobiet w okresie przed i tuż po menopauzie. Badanie to było niewielkie, bo brało w nim udział zaledwie około 300 kobiet, jednak jego wynik jest jednoznaczny.

Jak rozwiązać ten problem? Jednym ze sposobów wyeliminowania medycznych symptomów jest praca psychologiczno-socjologiczna. Zaniechanie szkodliwych stereotypów mówiących, iż wylewne kobiety są osobami niestabilnymi, przewrażliwionymi i dramatyzującymi.  Utrudnia to budowanie zdrowych, opartych na otwartej i uczciwej komunikacji związków. A to już sytuacja życia i śmierci  – w przenośni i dosłownie.

Kobiety zaś narażone na przemoc w związku powinny zadać sobie pytanie: Czy cena utraty zdrowia i życia warta jest trwania w toksycznej relacji?

Władza i tabu

Amerykańska piosenkarka i tancerka Janelle Monae w swoim muzycznym wideoklipie
nosi strój holenderskiego projektanta mody Duran Latinka.
Piosenka i stroje tworzą odę na temat kobiecego narządu płciowego

Ludzie najczęściej postrzegają penisy jako coś pozytywnego, przywołującego moc, władzę, siłę, męskość. Mniej widoczna, wygnana do sfery tajemnicy, ciemności i tabu jest kobieca wagina, srom. Wstyd, żenada – prawda? – aby używać takich słów.

Ktoś wpływowy, z urokiem i siłą, nazywany jest kolokwialnie osobą „z jajami”. Nie uraża nas Big Dick Energy – w mediach czy w sferze publicznej. Takie określenia postrzegane są pozytywnie. Inaczej sprawa ma się, gdy chodzi o kobiecy narząd. Akcje i ruchy mające na celu umieszczenie również waginy/sromu na honorowym piedestale napotykają nadal na niezrozumienie i opór. Panowie purpurowieją z oburzenia, padają zarzuty o obrazę uczuć. Choć na szczęście nie wszyscy tak reagują. Nie zmienia to faktu, że nie ma równości w tej symbolice. Penis – to moc, władza, siła, duma. Wagina – wstyd, nieobecność, wygnanie, wykluczenie, tabu.  

Czas to zmieniać. Uwolnienie kobiecych umysłów od wielowiekowych więzów i skrępowania jest tak ważne jak kwestia życia i śmierci. Nie mówiąc o jakości życia. To nie jest temat tabu czy „poniżej pasa”.  

Zdarzają się przypadki kobiet, dotkniętych chorobą nowotworową i cierpiących przez lata z powodu niewłaściwej diagnozy. Tak się może zdarzyć, gdy zażenowanie hamuje pacjentkę przed precyzowaniem własnych odczuć i stref bólu. „Boli mnie tam, na dole” – to unik, który może mieć tragiczne konsekwencje (więcej możecie przeczytać w artykule: Nowotwór sromu. „Przeszłam cztery operacje okaleczające” – w Kobieta.Onet.pl)

Rozmawiajmy o wszystkich partiach naszego ciała, na równi. Nie ma „lepszych” i „gorszych”.

Tak więc, powiedzenie: „Trzeba nie mieć jaj, aby mieć jaja” – nie jest tak naprawdę komplementem dla kobiety. To nadal wykluczanie. Nauczmy się, nie tylko mówić: „brak mu jaj”, ale również „brak mu waginy”.

(Marzenna Furmaniuk-Donajska/Donajski)

Kapłani katoliccy na porodówkach

zdjęcie: Newsweek

„Porodówka. Leżymy wykończone nieprzespaną nocą. Jedna – pęknięta, obolała, nie usiądzie przez najbliższe kilka dni. Druga – elegancko nacięta, obolała, nie usiądzie przez najbliższe kilka godzin. Obie wietrzą obolałe krocza. No i ja – po cc, nie wstanę przez najbliższe kilka godzin. Na pościeli krew. Na pidżamach krew. Ja z workiem na mocz i cewnikiem. Jedna z cyckiem na wierzchu, właśnie stara się karmić. Druga – ma obydwa obłożone posiekaną kapustą. Dzieci krzyczą na zmianę. Wtedy wchodzi on. W ubraniach wierzchnich. Z zarazkami. Z bakteriami. Nie puka. Włazi jak do siebie. My skrępowane, chowamy biusty, plamy krwi, krocza. A on, ni stąd ni zowąd, podchodzi do noworodka i macha mu nad głową znak krzyża. Matka zszokowana mówi „Szczęść Boże”. A jakby była ze świadków Jehowy? Dlaczego nikt nie zapytał nas o zgodę? Czy kominiarz też mógłby tu tak z ulicy sobie wejść i nas bezkarnie oglądać w tak intymnych chwilach? Gdzie jego fartuch ochronny? Obcy facet wchodzi bez pytania do obcych kobiet w jednym z najbardziej intymnych momentów w ich życiu, a gdzie prawo do prywatności? Do godności? A jakby zamiast księdza wszedł Rabin? Albo Pastor? Kobiety w takim stanie nie mają sił, aby zareagować. I nikt nie robi z tym nic. Amen” – czytelniczka Głosuj na Kobietę

(więcej przeczytacie w Newsweek, w artykule pt: „Człowiek nieprzytomny po porodzie a tu komunia” z 22.01.2020 r.)

Kobiety a okręty podwodne

Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Niderlandów

W niektórych krajach NATO kobiety pełnią już służbę na okrętach podwodnych marynarki wojennej. Zdobywając tym ostatni męski bastion sił obronnych. Pionierami w tym obszarze były Australia i Kanada. Parę dni temu oficjalnie dołączyły również Niderlandy.

W ubiegłym roku sześć Holenderek uczestniczyło w aktywnych działaniach dwóch okrętów podwodnych Królewskiej Marynarki Wojennej z 54-osobowymi załogami. Test przebiegł pozytywnie, jak poinformowała holenderskie Ministerstwo Obrony.

W Niderlandii kobiety mogły wprawdzie pracować w służbach podwodnych już od 76 lat, jednak nie na wszystkich stanowiskach. Powodem niedopuszczania kobiet do pełnienia wszystkich zadań na równi z mężczyznami było to, iż okręty nie spełniały swoją przestrzenią warunków służby ustanowionych w 1982 r. Brak było odpowiednich miejsc do spania zapewniających prywatność i  właściwych rozwiązań sanitarnych.

Przy niewielkich korektach, udało się przystosować obecne modele okrętów do wspólnej służby kobiet i mężczyzn. Poprzez zawieszenie zasłon w części sypialnej, wydłużenie szyb pod kabinami pryszniców lub rezygnację z chodzenia pod prysznic wyłącznie w ręczniku służącym za ubranie. Z wprowadzonych zmian zadowoleni są również mężczyźni-marynarze. Żeglowanie na łodzi podwodnej jest jak życie 54 osób w czterech dużych przyczepach kempingowych: prywatność i przestrzeń życiowa zawsze wystawione są na presję.

Ważnym i nie do pominięcia aspektem, przy wprowadzaniu zmian jest to, iż na okrętach podwodnych załoga postrzegana i traktowana jest jako jedność. Dla dobra integracji załogi nie jest korzystne wprowadzanie zbyt wielu udogodniń dla kobiet. One same zresztą, nie życzyłyby sobie tego. Niezwykle ważne jest, aby załoga ściśle ze sobą współpracowała. Wszyscy nowi członkowie załogi najpierw, przez lata, śpią obok torpedy, zanim dostaną wspólną kabinę. Jeśli kobieta natychmiast otrzymałaby kabinę z uwagi na płeć, nie byłoby to dobre dla integracji załogi.

Zdjęcie: ANP

Wiadomo jest, że za 10 lat Ministerstwo Obrony otrzyma nowe okręty podwodne. Wówczas planowane było wprowadzenie lepszych podziałów przestrzeni dla mężczyzn i kobiet. Nie będzie jednak takiej potrzeby. Kobiety poprosiły o nieprzeprowadzanie specjalnych korekt, ponieważ one również uznają znaczenie zintegrowanej załogi.

Organizacja obrony pracuje od pewnego czasu nad większą różnorodnością personelu. „Mieszany zespół radzi sobie lepiej. Podchodzi się z różnych punktów widzenia do zagadnień, stosując różne sposoby myślenia” – powiedział komandor Herman de Groot z Submarine Service.

Warunkiem, oczywiście, pełnienia służby przez mężczyzn czy kobiety na okrętach podwodnych jest posiadanie tych okrętów przez siły obrony.

*

(Marzenna Furmaniuk-Donajska/Donajski)