Kindergeld w Niemczech pomniejszone o 500+. Zapadła decyzja

Uznano, że polski program 500+ jest tym samym, co Kindergeld w Niemczech. Nie można zatem będzie pobierać – na dzieci w Polsce – jednocześnie Kindergeld oraz 500+. Świadczenia w Niemczech pobierane przez polskie rodziny zostaną pomniejszone o równowartość 500+ pobieraną w Polsce.

Zdjęcie: Getty Images (o2.pl)

Dyskusje w Niemczech nad zmianami trwały kilka miesięcy, w końcu Federalny Trybunał Finansowy podjął decyzję. Jeśli rodzina mająca dzieci poza Niemcami złoży wniosek, najpierw dane zostaną dokładnie skontrolowane.

Pracujący w Niemczech Polacy od dawna pobierają niemiecki zasiłek rodzinny. Teraz, chcąc pobierać go w całości, muszą wykazać, że nie korzystają z 500+. Nie można także przyjmować innych świadczeń na dzieci.

Dane Finanzamat wskazują, że w Niemczech Kindergeld pobiera 660 tys. osób, które nie są Niemcami. Są to obywatele państw Unii Europejskiej, w większości Polacy. W blisko co trzecim przypadku pieniądze wypłacano na dzieci Polaków mieszkające poza Niemcami.

Kindergeld –to niemiecki zasiłek rodzinny. Przysługuje na pierwsze i drugie dziecko i wynosi 204 euro. Na trzecie dziecko wypłacane jest 210 euro, a na każde kolejne 235 euro. Rodziny w trudnej sytuacji materialnej mogą jeszcze liczyć na dodatkowe 185 euro miesięcznie.

Marzenna Donajski / Donajska

(na podstawie: o2.pl)

„Rolnik szuka męża” – teraz w Belgii, wcześniej w Niderlandach

W tym roku po raz pierwszy w Belgii, homoseksualny rolnik uczestniczy w popularnym programie „Rolnik szuka żony”. W innych randkowych, popularnych reality-show pojawiały się już homoseksualne pary.  W “Mojej  restauracji” widzowie mogli zobaczyć parę lesbijek Yanaïkę i Stephanie. W „Randce w ciemno” – poznali parę Christophe’a i Nicka. Ale telewizyjny serial „Rolnik szuka żony”, dla dość konserwatywnej społeczności, musiał czekać w Belgii aż na trzynasty sezon.

Zdjęcie: VTM

Przystojny Tristan Swennen (25-letni) – widoczny na zdjęciu z nostalgiczną wysoką fryzurą – jest nowoczesnym rolnikiem. Wiele czasu spędza codziennie na traktorze. Teraz szuka swojej prawdziwej miłości – z rozmachem – poprzez 13. edycję telewizyjnego programu „Rolnik szuka żony”. Na wszystko przychodzi pierwszy raz. Przychodzi więc również czas na homoseksualnego rolnika. Tristan nie obawia się tego rozmachu. Mimo, że rolnictwo długo zdominowane było przez styl macho, niebieskich kufajek i praw natury. 

„Oczywiście wielu homoseksualnych rolników pozostaje nadal ukrytych w szafie. Zwłaszcza jeśli pracują w rodzinnych firmach. Gdy mama lub tata nie akceptują ich orientacji, to albo powoduje to stałe napięcia, albo lądują w końcu bez pracy.”

Tristan został zgłoszony do programu, w okresie jeszcze przed koronawirusem, przez swoich dwóch kolegów. Anons dla zainteresowanych brzmiał: „najchętniej w moim wieku, o charakterze łagodnym, ale wystarczająco zadziornym, by od czasu do czasu gwizdać na wszystko”.

Kandydaci będą mogli wkrótce się rejestrować do programu. Nikt jednak nie jest w stanie przewidzieć sytuacji w czasie zbliżającego się lata. Czy realizacja i nagrania rozpoczęte zostaną w planowanym terminie.

(poniżej fotografii dalszy ciąg tekstu)

Zdjęcie: VTM

„Z koronawirusem nie będzie łatwo” – sądzi Tristan. „Jak zachować bezpieczeństwo w czasie tzw. szybkich randek?” (speed dates) „Jak potem lepiej się poznamy? Ten program musi mieć trochę romantyczności: dwie osoby razem na traktorze lub piknikujące blisko siebie w wysokiej trawie. W każdym razie będziemy przestrzegać obowiązujących przepisów. I nie będziemy posuwać się za daleko. Ale najpierw, oczywiście, muszą pojawić się zainteresowani mężczyźni.”

Pod tym linkiem można zobaczyć atrakcyjny wideo-anons z Tristanem. Kliknij tutaj >>>

W Niderlandach zdarzyła się podobna sytuacja kilka lat temu. W 2012 r. Willem, jako pierwszy homoseksualny rolnik wziął udział w popularnym programie “Rolnik szuka żony”. Znalazł wówczas swojego idealnego partnera, o imieniu Klaas. Jednak ich relacja nie przetrwała próby czasu.   

Marzenna Donajski / Donajska

Tęsknię za aferami z ośmiorniczkami lub zegarkami

Tęsknię za aferami z ośmiorniczkami lub zegarkami…

Poniżej „Jedząca ostrygi” – obraz autorstwa Jana Steen (1626-1679). Jedzenie ostryg nie jest akurat niczym takim nadzwyczajnym w Niderlandach.

Smakosze ostryg mogą je zbierać osobiście od końca września do końca kwietnia – wówczas szczególnie jest na nie sezon (dla łatwiejszego zapamiętania – w czasie wszystkich miesięcy z literką „r„ w nazwie, w jęz. niderlandzkim lub np. angielskim). Ale są miejsca, gdzie można je zbierać nawet przez cały rok.

Jedna osoba może zebrać do 10 kg ostryg. To całkiem sporo. W sumie jest 14 miejsc, gdzie można zbierać ostrygi – najwięcej w prowincji Zelandia, ale także w okolicach Roterdamu i Groningen.

Marzenna Donajski / Donajska

Seks singli w czasie pandemii: przez webkamerkę, solo lub na odległość 1,5 metra

Organizacja Soa Aids *) w Niderlandach zdaje sobie sprawę, iż niezbyt realistyczne jest oczekiwanie, że ludzie będą unikać intymności i seksu przez dłuższy czas. Obecnie jedynie osoby posiadające stałą partnerkę/partnera, z którą razem mieszkają, mogą uprawiać seks zgodnie z zasadami dotyczącymi koronawirusa. Miliony singli muszą zatem szukać alternatyw.

*) –  s.o.a. = choroby przenoszone drogą płciową

Zdjęcie: ANP XTRA

Co doradza Soa Aids? – w tak laickim kraju, jak Niderlandy

Najlepiej, jeśli singielki i single, w czasie panującego koronawirusa, uprawiają seks z pomocą kamerki internetowej z ukochaną osobą. Jeśli nadal chcą się spotkać, najlepszym rozwiązaniem jest trzymanie się od siebie z dala i masturbacja.

„Musimy zapewnić osobom bez stałego partnera informacje, aby zminimalizować ryzyko zakażenia koronawirusem, jeśli zdecydują się na seks. W ten sposób mogą dokonać własnego wyboru, który najbardziej im odpowiada, i chronić siebie oraz innych.” – mówi Hanna Bos, lekarz kontroli chorób zakaźnych przenoszonych drogą płciową z organizacji Soa Aids.

Kamera internetowa i czat

Co to oznacza dla singli, którzy chcą randkować i być może coś więcej? Nie randkujemy, ale korzystamy z kamerki internetowej oraz czatu, z zabawkami erotycznymi lub bez nich. Jeśli już randkujemy, to zachowujemy bezpieczną odległość 1,5 metra i uprawiamy seks solo przed drugą osobą.

„To niesie najmniejsze ryzyko infekcji koronawirusem i jest zgodne z zasadami Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego i Środowiska” (RIVM) – doradza organizacja.

Po upłynięciu dwóch tygodni, bez pojawienia się objawów wirusa (przeziębienia, kichania, kaszlu, duszności) możliwa staje się intymność lub seks, w czasie których zbliżamy się bardziej do siebie. Ta rada dotyczy również znajomych-przyjaciół, z którymi utrzymujemy relacje głównie seksualne a nie inne (f.w.b. – friend with benefits) oraz bliskich, stałych znajomych-przyjaciółek „do przytulania”.

I końcowa porada organizacji, jeśli chodzi o konkretne działania: najpierw, przed momentami intymności lub uprawiania seksu, myjmy ręce i narządy płciowe (penis, waginę, odbyt). I korzystajmy jak narzadziej z transportu publicznego. Idźmy na piechotę na randkę, jedźmy rowerem lub samochodem. Myjmy też ręce po seksie lub intymności.

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Niderlandy zwiększyły wsparcie dla Fundacji Auschwitz-Birkenau

„Królestwo Niderlandów ogłosiło decyzję o przekazaniu 1 mln euro na rzecz kapitału wieczystego Fundacji Auschwitz-Birkenau – podało w poniedziałek Muzeum Auschwitz. Zyski z tego kapitału przeznaczone są na konserwację obiektów w Miejscu Pamięci, by zachować ich autentyzm.

„Jestem niezmiernie poruszony decyzją Holandii. Zapadła ona w czasach niezwykle trudnych dla nas wszystkich, w dobie zamknięcia granic i walki z pandemią. Rząd w Hadze pokazał nam wszystkim i całemu światu, że niezależnie od wszelkich poważnych aktualnych trudności, żywa pamięć będzie na zawsze i w każdej sytuacji podstawą budowania lepszego świata, bezpiecznego, sprawiedliwego, demokratycznego i szanującego prawa człowieka” – powiedział Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz, a zarazem prezes Fundacji.

Muzeum podało, że decyzja o przyznaniu Fundacji dodatkowych środków wynika z konieczności wzmocnienia funduszu wieczystego, który jest podstawą finansowania konserwacji Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau. Pieniądze pochodzą z budżetu holenderskiego resortu zdrowia, dobrostanu i sportu. „W obszarze działań tego resortu są m.in. kwestie związane z kombatantami i z pamięcią” – powiedział rzecznik Muzeum Bartosz Bartyzel.

Rzecznik podkreślił, że na wagę, jaką Holandia przywiązuje do zachowania pamięci, wskazuje obecność podczas 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz, 27 stycznia 2020 r., delegacji, na czele której stanęli król Willem-Alexander z królową Maxima oraz premier Mark Rutte.

W latach ubiegłych Haga przekazała już 400 tys. euro na rzecz kapitału wieczystego Fundacji. „Wraz z dzisiaj ogłoszoną decyzją suma dotacji niderlandzkiej dla Fundacji wyniesie 1,4 mln euro, co stawia to państwo wśród siedmiu największych darczyńców Fundacji. Niderlandy wspierają też aktywnie utworzenie nowego miejsca pamięci w Sobiborze” – powiedział Bartyzel.”

Data nie jest przypadkowa. Co roku, w dniu 4 maja, Niderlandia czci pamięć ofiar faszyzmu i bohaterów drugiej wojny światowej. Następnego dnia, 5 maja, świętuje się Dzień Wyzwolenia (wyj. Marzenna Donajska)

Źródło: Dzieje.pl

Od księcia do tatusia – narodziny mojego ojcostwa

Kiedy Rutger Lemm (34) został ojcem, obiecał swojej dziewczynie, że połowę obowiązków opiekuńczych weźmie na siebie. Jednak po niedługim czasie, coraz częściej zaczął wycofywać się do toalety z wiadomościami o piłce nożnej w ręce.

„Gdy moja dziewczyna była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem, często fantazjowaliśmy na temat przyszłości, siedząc na kanapie w nocy. W każdym razie nie mielibyśmy więcej już zbyt dużo czasu na takie fantazjowanie na kanapie po nocy, na różne tematy – i byliśmy tego świadomi. Wszystko miało się zmienić. Do tego stopnia, że nie mogliśmy sobie tego jeszcze wyobrazić. Nie mówiąc już o tym, że nie mogliśmy sobie wyobrazić, że nastąpi również globalna pandemia.

„Myślę, że razem się z tym uporamy” – powiedziałem. Brzmiało to niejasno, ale miałem na myśli: moja dziewczyna i ja mieliśmy już dość wiele zaognionych spraw w naszej relacji. Większość par rozstała się, gdy ich dzieci nie osiągnęły jeszcze 5. lat. Wiedzieliśmy o tym, ale przynajmniej nie baliśmy się rozmawiać na ten temat.

„Będziemy wszystko robić pół na pół, prawda?” – zapytała moja dziewczyna, nagle trochę niepewna. Spojrzałem na nią spokojnie. „Oczywiście” – powiedziałem. I poważnie, miałem to na myśli.

„Życie rodzinne” – powiedział z niesmakiem komik kabaretowy, Youp van het Hek, w swoim przedstawieniu ‘Somewhere in the Distance’ (w 1994). „W rodzinie wszyscy zawsze wiedzą, gdzie jesteś: „Idę na zakupy”,„Idę na górę.” W niedzielę Youp właściwie chciał zajrzeć do pubu na mecz Ajaxu, ale musiał wrócić do swojego kolorowego życia rodzinnego.

Jako 10-letni chłopiec znałem na pamięć występy Youp van het Heka. Z naszą rodziną słuchaliśmy zawsze w samochodzie kaset magnetofonowych „Youpie”. Na przykład w drodze na kemping do Francji. Ironią było oczywiście słuchanie anty-burżuazyjnych tyrad Youpa podczas takiej podróży, ale śmiejąc się z niego, udowodnialiśmy sobie, że jeszcze całkiem nie śpimy. Przysięgałem sobie na tylnym siedzeniu, że będę żył każdego dnia, jakby to był ostatni mój dzień – tak jak zawsze mówił Youp.

Mój ojciec zmagał się także z panoptyką „życia rodzinnego”. Nie był wprawdzie tak zamknięty w sobie jak mój dziadek – który zawsze gapił się przez okno ze swojego leniwego fotela – ale też był nieobecny, ku irytacji mojej matki. Ojciec zwykle wracał późno z pracy, a potem przez resztę wieczoru był zagłębiony w swoich myślach, fizycznie obecny i zarazem nieosiągalny. Aby odpocząć, często przez całe dnie grał w golfa, a podczas wakacji zawsze musiał najpierw przez tydzień ‘wyluzować się’.

Przywodził na myśl wiersz, którym Youp van het Hek rozpoczynał ‘Somewhere in the Distance’:

„Zawsze, zawsze jestem gdzie indziej, zawsze tęsknię za czymś w myślach, ze strychów chcę schodzić do piwnic a z piwnic znowu wspinać się na górę”.

„Po narodzinach mojego syna czułem się jak superbohater” – powiedział mi kiedyś izraelski pisarz Etgar Keret. Gdy w końcu trzymałem w ramionach własnego syna, od razu zrozumiałem, co miał na myśli: pojawiły się we mnie moce, do których zawsze tęskniłem, ale których nigdy nie byłem w stanie w sobie uwolnić.

Okres popołogowy przeżyłem w maniakalnym widzie. Podczas gdy dawniej, chodziłem po supermarkecie wątpiąc i śniąc na jawie, teraz stawałem pewnie wzdłuż półek i z przekonaniem wrzyucałem do koszyka jeden za drugim produkt. W domu jak szaleniec zmywałem naczynia, układałem w kółko ubranka, robiłem kawę – w niekończącym się korowodzie poporodowym. Żyłem całkowicie instynktownie. I po raz pierwszy w życiu czułem się niesamowicie dobrze, mogąc dbać o innych.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Jednak nie cały mój strach zniknął. W trzecim tygodniu stałam w środku nocy z krzyczącym dzieckiem w ramionach, myśląc jedynie: „CZEGO CHCESZ?” Pewien młody ojciec już mnie wcześniej ostrzegł: „Nagle rozumiesz, skąd bierze się ‘shakebaby’ syndrom”… Z czystej bezsilności uderzyłem szafę z ubrankami dziecięcymi. Wyglądałem w tamtym czasie jak odwrócony do góry nogami superbohater. W ciągu dnia silniejszy niż kiedykolwiek a w nocy – neurotyczny i niecierpliwy.

Nocami pragnąłem nagle uciec lub ogarniał mnie żal w powodu naszej decyzji. „Czy to jest moje życie?” – myślałem melodramatycznie.

Moja dziewczyna powiedziała później, że też miała takie myśli, ale nie była w stanie sobie na nie pozwolić. Dzięki karmieniu piersią, co najmniej osiem godzin dziennie była złączona z dzieckiem. Nosiła ciążę w pojedynkę, niezależnie od tego, ile razy mówiliśmy „jesteśmy” w ciąży. I w okresie karmienia, jej fizyczna i ostateczna odpowiedzialność nadal trwała, nie wspominając o konieczności wyzdrowienia po porodzie.

Podczas gdy ja, już po dziesięciu dniach od porodu, poleciałem na festiwal filmowy, na izraelską premierę filmu „Etgar Keret”, który zrealizowałem z przyjacielem.

Teraz, gdy dzięki kryzysowi koronawirusa, wszyscy nagle jesteśmy uwięzieni w naszych domach, podział pracy między ojcami i matkami stał się jeszcze bardziej naglący. „Po raz kolejny staje się jasne, jak niezbędni w domu są mężczyźni”, napisał niedawno Loes Reijmer w gazecie „De Volkskrant”.

Kochałem szczerze mojego syna i chciałem być całkowicie i w pełni przy nim. Ale czasem pojawiało się pytanie: Czy jestem wystarczająco gotowy, aby poświęcać się dla niego?

Matka regularnie mówiła mojemu bratu i mnie bez żadnego powodu, że wpadnie, aby ratować nas w tych opresjach, ‘z płonącego domu’. Tak często, że robiło się to trochę niekomfortowe.

Jest również przekonana, że ​​wychowała nas z dużą odpowiedzialnością. To niewątpliwie część jej feministycznych przekonań. W praktyce wyglądało to tak, że wystarczało jak załadowaliśmy zmywarkę lub nakryli do stołu. O to właściwie chodziło. Mój brat i ja byliśmy książętami mojej matki. Rozpieszczała nas przekąskami, uściskami i niekończącym się zrozumieniem. Pierwsze pranie zrobiłem dopiero mając 24 lata. Gdy po przyjęciu rodzinnym trzeba było posprzątać, ja i mój brat często siedzimy jeszcze przez długi czas zajęci rozmową. Na samym końcu wstajemy, żeby zanieść jeszcze kilka ostatnich rzeczy do lodówki.

W oczach mojej matki nie robiliśmy niczego niewłaściwego. Odwrotnie podchodziła do mojego ojca, który jej zdaniem nie był wystarczająco zaangażowany w życie rodzinne.

Tak jak pewnego letniego dnia, w 1994 roku, gdy poszliśmy z naszą norweską siostrzenicą nad jezioro. W czasie gdy mój ojciec spędzał dzień na polu golfowym.

Postanowiłem wspiąć się na wysokie drzewo, a siostrzenica stała na dole i patrzyła. „Wow, jestem już na górze!” – krzyknąłem w końcu. „Zawołaj moją mamę!” Dziewczyna odbiegła. Stałem tam, dosłownie u szczytu pewności siebie i brawury, czekając, aż matka przyjedzie mnie podziwiać. Ale trwało to długo. Nagle zdałem sobie sprawę, że siostrzenica z Norwegii nie rozumie naszego języka.

W tym momencie pękła gałąź, na której stałam. Po długim upadaniu, uderzyłem z hukiem o ziemię. „Zawołaj jego mamę!” – usłyszałem krzyki starszych chłopców. „Już jestem!” – powiedział spanikowany, wysoki głos.

W szpitalu okazało się, że dostałem lekkiego wstrząsu mózgu i kilku siniaków. Moja mama zadzwoniła do klubu golfowego, gdzie ojciec został sprowadzony z pola do telefonu i wysłuchał jej relacji. „Dzięki Bogu, nie jest tak źle” – westchnął – „Skończę rundę i od razu wrócę do domu”.

Moja mama rozłączyła się z wściekła, wsiadła do swojego Fiata Pandy i popędziła do klubu golfowego. Tam nie zatrzymała się na parkingu, tylko wjechała fairwayem (wyj. termin golfowy), aż w końcu tak ostro zahamowała na dołku numer 9, że aż darń fruwała dookoła. I zaciągnęła mojego zdziwionego ojca, z kijem golfowym, do samochodu.

W następnych latach małżeństwo moich rodziców przechodziło kryzys. Jedną ze zmian w związku, których wprowadzenie zasugerował ich terapeuta, było to, aby mój tata co miesiąc spędzał czas ze mną i moim bratem na czymś miłym. Pamiętam wizytę w opuszczonym kinie nieopodal naszej wioski.

Mój ojciec miał dobre intencje, ale był to dokładnie ten rodzaj przymusowej towarzyskości, o której mówił komik Youp van het Hek.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Moje pokolenie jest bardziej wyemancypowane niż pokolenia mojego dziadka i ojca. W dzisiejszych czasach normalne jest, że ojcowie przewijają dzieci, zabierają je do szkoły i gotują dla nich. Naprawdę chciałem być innym rodzajem ojca. Bardziej równoważnym. Cierpliwszym. Żadnych incydentalnych, wymuszonych towarzyskości. Nie jestem też w tym osamotniony. Ponad połowa niderlandzkich rodziców chciałaby w równym stopniu dzielić wychowanie swoich pociech, podał Emancipation Monitor 2018 SCP.

Ale rzeczywistość jest nadal niesforna. Anna van den Breemer napisała w „Volkskrant” o „pozornym zaangażowaniu mężczyzn w życie rodzinne”: „Współczesny ojciec wydaje się na pierwszy rzut oka być bardzo zaangażowany w swój dzień tatusia, ale w praktyce jest to bardzo rozczarowujące. Bo kto jest naprawdę uważny w kwestii zmiany pieluch? Kto sądzie, że ​​żłobek musi zostać zamknięty w okresie wakacji?

„Nigdy nie myślałem, że paznokcie moich dzieci powinny być obcinane” – przyznał Arjen van Veelen w swoim eseju w NRC Handelsblad.

Oboje autorzy odnieśli się do popularnej książki zatytułowanej All The Rage: Mothers, Fathers and the Myth of Equal Partnership (z 2019), w której psycholożka Darcy Lockman pisze o ‘fałszywej obietnicy’ współczesnego progresywnego ojca. Jest to część dużego zbioru oburzonych feministycznych książek o tytułach takich jak „Fair Play” (z 2019), „Fed Up” (z 2018) i „How Not To Hate Your Husband After Kids” (z 2018). Monitor Emancypacji ukazuje więc, że tylko 1. na 5 par spełnia obietnicę wypełniania obowiązków ‘pół na pół’. Jak wyglądałyby te wzajemne związki teraz, w sytuacji pandemii, gdy masowo pracujemy z domu, podczas gdy szkoły i żłobki są zamknięte? Obawiam się, że terapeuci od małżeńskich problemów wkrótce będą mieli pełne ręce roboty.

To jest też bardzo trudne. Pojawieniu się dziecka towarzyszy brak czasu i niedostatek snu. Sprawia to, że wszystko odbywa się pod presją i nieuchronnie ujawnia twoje najbardziej nierozsądne strony. Nie mówiąc już o czasie, gdy z powodu pandemii bezustannie przebywamy w domu. Dzieci właściwie ciągle pytają: Możesz mi pomóc, czy też sam jesteś jeszcze dzieckiem? Jeśli walisz w szafkę, odpowiedź jest jasna. Znam kilku mężczyzn, którzy popadli w wypalenie z powodu presji rodzicielstwa. Nie mogli sobie z tym poradzić. I nie jest to wcale takie zaskakujące.

Ponieważ wielu mężczyzn z mojego pokolenia zostało jeszcze wychowanych w warunkach uśpionego wpływu patriarchatu (innymi słowy w raju książąt), mogliśmy pozostać na dłużej leniwymi dziećmi. Podobnie jak Arjen van Veelen, potrafię się wściec z powodu zmywania naczyń. Moje ręce w brudnej wodzie, bawiąc się gąbką. Czym-sobie-na-to-załużyłem? Gdzieś tam, oczekuję, że moja mama w każdej chwili przyjdzie uratować mnie z ‘płonącego budynku’.

Kiedy presja wzrasta, pokusa wycofania się do małego świata – w którym jestem odpowiedzialny wyłącznie za siebie – jest wielka. Potrzeba ta znajduje odzwierciedlenie w fenomenie ludzkiej jaskini: wielu mężczyzn twierdzi, że „potrzebuje” miejsca w domu, do którego mogliby się wycofać. Tak jak mój dziadek, który miał swój leniwy fotel przy oknie, a mój ojciec pole golfowe.

Sam nie mam pokoju z Playstation i wygodnym siedziskiem zitzakiem, ale gdy efekty pierwszego strzału oksytocyny po porodzie osłabły, a mój syn z coraz większymi trudnościami zasypiał, zacząłem domagać się coraz większej ilości czasu dla siebie. A to poprzez zbyt długie branie prysznica, czytanie wiadomości o piłce nożnej w toalecie, korzystanie z telefonu lub siedzenie z bratem w saunie. Po prostu tego potrzebowałem.

„Ty też tak możesz robić” – powiedziałem (nieco zbyt cicho) mojej dziewczynie. Wyjaśniła mi jednak (z zazdrością), że nie ma takiej potrzeby. Jej poczucie odpowiedzialności było tak wielkie, że nieustannie planowała w myślach obowiązki domowe – wszystkie te zapasy pieluszek i paznokcie do przycięcia. Wszystkie te rzeczy, które zaczynałem coraz bardziej ignorować, ponieważ i tak je brała na siebie – podobnie jak karmienie piersią, które było „tylko” jej obowiązkiem. Moja dziewczyna zawsze zmywa naczynia bardzo szybko. Narzekanie na to jest luksusem, którego nie zna.

Gdydy budził nas w nocy płacz, zawsze czekałem o te kilka sekund za długo – i ona znowu szła sama. „Po prostu powiedz mi, co mam robić!” – powiedziałem kiedyś podczas kłótni dotyczącej podziału obowiązków domowych. „Tak, jeszcze z tym muszę nadążyć!” – odkrzyknęła.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Myślałem, że wszystko będę robił inaczej niż mój własny ojciec. Ale kiedy coraz bardziej wycofywałem się w moje egocentryczne potrzeby w naszych trudniejszych okresach, widziałem wyobcowanie na twarzy mojego syna, jakby myślał: „Kim jest facet, który co jakiś czas przychodzi zmienić mi pieluszkę?”.

Po roku dosłownie mnie odepchnął. „Nieeeeeee, nie to! Nie ty! Mama, mamaa!” – krzyczał wściekle, gdy wszedłem w nocy do jego pokoju, aby go pocieszyć. Jakby czuł, że nie może na mnie polegać.

Te bolesne chwile sprawiły, że nie mogłem dłużej podtrzymywać argumentów zaczynających się od „tak po prostu jest…”. Przypomniało mi się, że chcę się zmienić, wyjść ze swojej strefy komfortu.

Potrzeba jaskini męskiej jest często opakowana w romantyczne terminy: w męskim gronie, wyluzować się, autostopem do Paryża… Komicy tacy jak Youp van het Hek są więc dłużnikami romantyka Henry’ego Davida Thoreau, który napisał swoją klasyczną „Walden, czyli w lesie” (1854) – w drewnianym domu nad Walden Pond. Całkowicie odcięty od wszelkiej odpowiedzialności (w beztroskiej kwarantannie, powiedzielibyśmy). Thoreau lubił spacery po lesie, ale nie w ramach życia rodzinnego (prawdopodobnie umarł jako dziewica).

Niespokojni mężczyźni często cytują Thoreau:

„Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, aby w godzinę śmierci nie odkryć, że nie żyłem”

Badania historyczne pokazują jednak, że Thoreau przeżył, ponieważ jego matka codziennie przynosiła mu ciepłe posiłki (las był w odległości spacerka od jej domu). A jego siostra co tydzień sprzątała jego drewnianą chatę.

Na tym polega problem. Gdy mężczyzna decyduje o sobie, często zmusza kobietę do poświęcenia. Każda minuta dłużej pod prysznicem oznacza dodatkowe obciążenie przerzucane na ramiona mojej dziewczyny. Wszelkie pragnienia życia bez odpowiedzialności oznaczają, że ​​twoja matka musi rozwiązać twoje problemy. Nie ma nic bardziej egocentrycznego – tak, bardziej dziecinnego – niż romantyczność.

Ale coś jest na rzeczy. Z badania przeprowadzone przez Uniwersytet Kalifornijski wynika, że ludzie w krajach zachodnich, spędzili dwa razy więcej czasu ze swoimi dziećmi w 2012 r. niż dla porównania w 1965 r. Ten skok największy był w przypadku ojców: z 16 do 59 minut dziennie. Mimo to mamy poświęcają średnio 104 minuty na codzienną czułość.

Pomimo nadrabiania zaległości przez mężczyzn (i skromnego przedłużania urlopu ojcowskiego) kobiety nadal przejmują większość obowiązków wychowawczych i prac domowych, jednocześnie pracując obecnie więcej zawodowo. Kobiety wykonują też często dodatkowe czynności – emotional labor – prace wymagające cierpliwości i miłości. Według Centralnego Biura Statystyki (CBS), tylko w jednym na trzy gospodarstwach domowych ojciec pozostaje w domu, aby opiekować się chorym dzieckiem. Mimo, że ojcowie wykonują coraz więcej obowiązków, matki nadal pracują dwa razy ciężej.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Najtrudniejszą częścią relacji jest dynamika: gdy już funkcjonuje, prawie nie można jej zmienić. I ulega ona wzmocnieniu. Przestrzeń, którą upuszcza jedna osoba, jest wypełniana przez drugą, i odwrotnie. To samo dotyczy osobistych wzorców, które zbudowałeś w ciągu swojego życia. Ale rzeczy rzadko „po prostu takie są”.

W nowej serii filmów dokumentalnych Netflix pt. „Babies”, izraelska neurolożka Ruth Feldman wyjaśnia, że matki podczas ciąży i porodu przechodzą ważne zmiany neurologiczne, które budzą ich słynny „instynkt macierzyński”. Ale w swoich badaniach odkryła z zaskoczeniem, że ​​matki i ojcowie początkowo wytwarzają dokładnie taką samą ilość oksytocyny – zależy to od ilości czasu, jaki spędzają na opiekowaniu się dzieckiem. Chociaż ciało migdałowate (nasz „pierwotny mózg” zapewniający czujność) jest bardziej aktywne u matek, aktywność jest dokładnie taka sama u ojców, którzy dbają o własny rozwój. „Ojcostwo jest tak samo organiczne jak macierzyństwo” – podsumowuje Ruth Feldman. Dla ojców jest to mniej oczywiste: muszą zostać wciągnięci – lub sami siebie wciągnąć.

W czasie drugiego roku życia mojego syna, zdałem sobie sprawę, że zmiana oznacza, iż ​​musisz zrobić dwa kroki za każdym razem: pierwszy krok w sprawie swoich starych (dziecięcych) impulsów, a następnie podjąć nowe zadanie – bez marudzenia. Okej, więc razem trzy kroki. Jednego dnia zadziała to lepiej innego gorzej. Rodzicielstwo to najlepszy sport, top sport: musisz ciężko trenować, aby wypracować wytrzymałość. A ja miałem wydolność płuc nałogowego palacza.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Postępy robiłem powoli: czasami nadal zbyt długo zostawałem w toalecie. Coraz częściej jednak znajdowałem dyscyplinę i energię, by wziąć na siebie odpowiedzialność. Od czasu do czasu czułem supermoc tamtych pierwszych dni. A jeśli uda ci się wykonać wszystko w taki dzień, daje to niewymowną, chwalebną satysfakcję. Wymyśliłem nawet macho-termin: tak kurwa, rodzicielstwo (fuck yeah parenting). Czy zabrałeś dziecko na plac zabaw, a po drodze jeszcze zaniosłeś szklaną buteleczkę do pojemnika na szkło? Kurwa tak! (Fuck yeah!) Czytasz trzy strony powieści, obcinając paznokcie synowi? Kurwa tak! Syn z krwawiącymi palcami zabrany na pierwszą pomoc, podczas gdy ty odpowiadałeś na e-maile z pracy? Kurwa. Tak.

Ponadto, gdy tylko zacząłem przejmować obowiązki mojej dziewczyny, otrzymała możliwość ubiegania się o miejsce pracy dla siebie – choć oznaczało to dla niej jeszcze odbycie praktyki. I gdy ona się relaksuje – jest to dobre dla nas wszystkich. Pytanie: „W czym mogę pomóc?” okazuje się być najbardziej sexi pytaniem na świecie. W każdym razie oboje nauczyliśmy się coraz lepiej prosić siebie o pomoc lub dla odmiany nie poświęcać naszemu synowi całej uwagi.

Każdy musi poświęcić trochę czasu dla siebie, szczególnie w tym napiętym okresie. Równoważność oznacza, że ​​dzieli się nie tylko obowiązki, ale także przywileje. Jaskinia człowieka nie musi się zawalić, ale powinna być dostępna dla każdego.

Nigdy nie jest to w pełni ‘pół na pół’. Ale po miesiącach ponownego poświęcenia, obudziłem się pewnego razu w środku nocy, gdy moja dziewczyna jeszcze spała. Nastawiłem uszu. Czy naprawdę to słyszałem? „TATOOOOOOOOOO!” Zacisnąłem pięść – kurwa tak! – i pobiegłem szybko do pokoju dziecinnego, gdzie wziąłem jego małe ciało w ramiona. „Jestem,” uciszyłem „jestem już”.

Autor: Rutger Lemm – Powyższy esej został przeredagowany dla „Volkskrant” i jest częścią kolekcji „Sfinks – 13 Esejów o Człowieku”

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Ilustracje: Sasa Ostoja

Eksperci: Zanieczyszczenie powietrza i hodowla zwierząt wzmagają epidemie

Na początku tego miesiąca Uniwersytet w Harwardzie opublikował wyniki swoich kilkutygodniowych badań: zwiększenie o 1 mikrogram pyłu zawieszonego zwiększyłoby liczbę zgonów z powodu koronawirusa o 15 procent. Konkluzje te wymagają jeszcze dokładniejszego zbadania. Życie jednak i pokrewne badania zdają się to potwierdzać.

Zdjęcie: Pixabay

Nigdzie w Niderlandii koronawirus nie uderzył tak mocno, jak we wschodniej części Północnej Brabancji. To właśnie w tym regionie znajduje się najbardziej intensywna hodowla zwierząt.

Chirurg onkologiczny, Ignas van Bebber, pracujący w szpitalu im. Jeroena Boscha w Den Bosch, nie ma co do tego wątpliwości. Wskazuje intensywną hodowlę zwierząt na wschód od stolicy prowincji jako głównego winowajcę dużej liczby zgonów z powodu koronawirusa. Ignas van Bebber od czterech lat jest mocno zaangażowany w badania nad wpływem wysokich stężeń pyłu zawieszonego na zdrowie publiczne. „Szokująca podróż odkrywcza” – mówi. „Nie jesteśmy wystarczająco świadomi tego wpływu. Obserwujemy teraz istniejący związek między zanieczyszczeniem powietrza a liczbą ofiar koronawirusa”.

(poniżej fotografii dalszy ciąg tekstu)

Ważną przyczyną powstawania cząstek stałych, mówi Ignas van Bebber, jest amoniak pochodzący z intensywnej hodowli zwierząt. Ta część Północnej Brabancji jest centrum hodowli świń, kóz i drobiu. „Różne badania potwierdzają silny wpływ obornika na nasze zdrowie. Lokalni mieszkańcy są narażeni na ciągły atak na tkankę płucną. Jeśli coś się dodatkowo dostanie do takiego powietrza, tak jak obecnie koronawirus, to konsekwencje tego są większe. Dlatego w Brabancji Północnej zaistniała tak uderzająco wysoka liczba zakażeń i zgonów. W Tilburgu i Bredzie ludzie równie intensywnie świętowali karnawał. Jednak zmarło tam stosunkowo mniej osób, ponieważ powietrze jest mniej zanieczyszczone.”

(poniżej fotografii dalszy ciąg tekstu)

Zdjęcie: ANP

Zbieg okoliczności? Już wcześniej pojawił się dzwonek alarmowy

Bert Brunninkhuis z Den Bosch, przebywa w ostatnim okresie głównie w domu. Jego żona robi zakupy, on zaś musi oszczędzać płuca. Jest przewodniczącym „Question” – stowarzyszenia pacjentów ofiar gorączki Q. W wyniku epidemii mającej miejsce w latach 2007–2011, doznał trwałych szkód na zdrowiu. Nie jest zaskoczony, że obecna epidemia koronawirusa powoduje również najwięcej ofiar w tym samym regionie. „Zbieg okoliczności? Nie wierzę w to” – mówi – „To kolejny dzwonek alarmowy. Mieszkamy w tej prowincji razem z 35 milionami zwierząt i 2,5 milionami ludzi. Tak nie powinno być.”

Bert Brunninkhuis ma każdego dnia chrypę. „Nigdy nie byłem na przykład w Twente. Kiedy wybieram się z domu na przechadzkę pieszą lub rowerową przejażdżkę, świadomie wybieram swoje własne trasy. Dziesięć kilometrów na zachód lub wschód może robić dużą różnicę.” Podobnie jak Ignas van Bebber, Bert Brunninkhuis przywołuje badanie przeprowadzone przez amerykański Uniwersytet w Harwardzie z początku tego miesiąca. „Potwierdza to moje podejrzenia. Tak renomowany instytut nie pozwoliłby sobie na szerzenie bzdur.”

Potrzeba szybkich wniosków

Epidemiolog środowiskowy, Lidwien Smit z Uniwersytetu w Utrechcie, uważa, że wymaga to jednak komentarzy. „Nie można przeprowadzić dokładnych badań w ciągu kilku tygodni. Tym nie mniej, z powodu szumu otaczającego koronawirusa, potrzebne są szybkie wnioski. Naukowcy z Harwardu raczej tylko z grubsza przyjrzeli się istniejącemu zanieczyszczeniu i liczbie ofiar w Ameryce, nie stosując korekt ze względu na gęstość zaludnienia lub różnice prawnych regulacji w poszczególnych stanach.”

Lidwien Smit mówi, że nie można po prostu wiązać ze sobą zjawisk występujących we Wschodniej Brabancji. Choćby dlatego, że koronawirus jest skomplikowanym stanem, z silną zdolnością infekowania ludzi. „Podążam jednak za tym tokiem rozumowania. Zanieczyszczenie powietrza jest stosunkowo wysokie. Z powodu intensywnej hodowli zwierząt gospodarskich, ale także pod wpływem ruchu samochodowego wokół Zagłębia Ruhry. I rzeczywiście jest to dobre pytanie, dlaczego we Wschodniej Brabancji doszło do większej liczby ofiar śmiertelnych niż w Zachodniej. Pomimo faktu, że zwierzęta gospodarskie nie uczestniczyły w roznoszeniu koronawirusa, nie można wykluczyć, oddziaływania ich hodowli i przyczyniania się do rozwoju choroby. Chciałbym to rozwikłać.”

Zdrowie ponad ekonomią

Temat ten był już poruszany w różnych radach miejskich. W poważnie dotkniętej gminie Boekel, koalicyjny partner (interesu społecznego) Gemeenschapsbelang Venhorst-Boekel argumentował za takim badaniem. Przewodnicząca grupy Jeanne van Eerd: „Po kilku tygodniach zaczynasz podchodzić do problemu bardziej refleksyjnie. Świętowanie karnawału nie może byc jedyną przyczyną większej liczby zakażeń. Wówczas Breda i Maastricht powinny zostać znacznie mocniej zaatakowane przez wirus. Zawartość cząstek stałych w powietrzu jest w gminie Boekel zastanawiająca. W obszarze tym mamy wiele osób z dolegliwościami oddechowymi. Czy jest coś takiego szczególnego w naszej odporności, co czyni nas tutaj wrażliwszymi na działania wirusa? Nie jest to dla mnie pewne, więc chciałabym to wiedzieć.”

Rzecznik Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego i Środowiska (RIVM) twierdzi, że nie jest jeszcze w stanie wypowiedzieć się na ten temat rozsądnie. „Wszyscy szukają wyjaśnień, ale nie możemy jeszcze powiedzieć, co się dzieje na szczeblu lokalnym. Sprawdzamy, jakie badania musimy w tym celu przeprowadzić.”

Chirurg onkologiczny Ignas van Bebber ma nadzieję na większą decyzyjność. „Istnieją już badania sugerujące, że skutki koronawirusa nakładają i zbiegają się ze stanem zanieczyszczenia powietrza cząstkami stałymi. Jeśli tak, to zanieczyszczenie powietrza również odgrywa rolę w rozprzestrzenianiu się wirusa. Wówczas bnależy zmniejszyć liczbę producentów drobnego pyłu. Na przykład zmniejszyć intensywność hodowli zwierząt. Ponieważ dla mnie zdrowie jest ważniejsze niż ekonomia.”

Marzenna Donajski / Donajska

Źródło: Orkun Akici, “Trouw”

Dlaczego rodzicom mylą się imiona dzieci

„Tomek, Ania… yyh… Maciek! – Do lekcji!” –

Dlaczego mylą nam się imiona naszych dzieci?

Mój ojciec kiedyś miał taki zwyczaj, że gdy chciał coś do mnie powiedzieć, najpierw wołał imię mojej matki, potem mojej siostry i wreszcie moje. Wydaje się, że jest to uporczywa rodzicielska dolegliwość, ponieważ koledzy i przyjaciele mieli podobne doświadczenia w dzieciństwie. „Czułem się, jakbym był najmniej ważny, a mój brat bardziej ode mnie kochany” – powiedział mój przyjaciel. Dlaczego rodzice mieszają imiona swoich dzieci? W jaki sposób, jako rodzic, można powstrzymać ten rozwój „kochań”?

Co mówią eksperci?

Amerykańskie badania, w których wzięło udział ponad 1700 osób, wskazują, że dezorientacja wśród rodziców jest powszechna. „Informacje o członkach rodziny są razem zorganizowane w mózgu, co zwiększa prawdopodobieństwo, że dane te zostaną pomieszane” – powiedziała asystentka profesora psychologii Samantha Deffler z York College w Pennsylwanii, zaangażowana w te badanie. Dlatego właśnie, nie myli nam się tak łatwo na przykład imię sąsiada z imieniem dziecka.

„Co ciekawe, widzieliśmy też przykłady, że do dzieci zwracano się imieniem psa” – mówi Samantha Deffler – „co wydaje się wskazywać, że pies postrzegany jest również jako członek rodziny”.

Cóż, pomylenie imienia nie ma nic wspólnego z faworyzowaniem jednego, konkretnego dziecka. Tym nie mniej, rodzice często mają swoje ulubione dziecko. Badanie przeprowadzone w 2005 r. na Uniwersytecie Kalifornijskim obejmowało prawie 400 mam i ojców na przestrzeni trzech lat. Konkluzja wynikająca z tych badań: 65 procent matek i 70 procent ojców woli jedno ze swoich dzieci, często najstarsze. Ta preferencja wyraża się często w nieco częstszym uśmiechaniu się do danego dziecka i większej dla niego cierpliwości.

Na co powinio się zwracać uwagę?

„Często słyszę od rodziców, że lepiej dogadują się z synem niż z córką lub odwrotnie” – powiedział psychoterapeuta Jürgen Peeters, autor „Children Are Not Puppies” (Dzieci nie są zwierzaczkami domowymi/szczeniątkami) – „Dlaczego z jednym idzie mi łatwiej, a z drugim trudniej”, zadają sobie pytanie rodzice. Jürgen Peeters nie pozostawia wątpliwości: ta tendencja nie ma nic wspólnego z ilością miłości, jaką odczuwa się do potomstwa. Chodzi o to, co dziecko o nas samych porusza w naszym umyśle.

Przykład: jeśli szybko się niecierpliwimy i widzimy to samo u naszego dziecka, będziemy przeciwko temu reagować w stronę dziecka. „Nie denerwuje cię syn, ale część siebie”, mówi Jürgen Peeters. Działa to również w przeciwnym kierunku: rodzice częściej odczuwają ‘kliknięcie’ z dzieckiem, które potwierdza ich cenne cechy.

Jürgen Peeters ma troje dzieci, z których jedno gra w hokeja na lodzie. „Jest dla mnie najdroższym z całej trójki. I często wożę go na treningi. Upewniam się jednak, że spędzam wystarczająco dużo czasu z innymi dziećmi. I sprawdzam pytając pozostałą dwójkę: Czy myślicie, że spędzam zbyt wiele czasu z waszym bratem? Staram się przy tym pamiętać, że dzieci komunikują się głównie poprzez swoje zachowanie i nie mogę polegać jedynie na ich słowach”.

Dobrym pomysłem jest znalezienie czasu dla dziecka, które czuje się mniej faworyzowane. To nie musi być wielkie, oficjalne wydarzenie z wszelkiego rodzaju dzwonkami i gwizdkami. „Chodzi o codzienne rzeczy, takie jak wspólne pieczenie naleśników lub praca w ogrodzie. Małe dzieci często zapraszają rodziców do zabawy. Chwytajmy te momenty.”

„Starajmy się nie usztywnieniać poprzez obowiązek systematycznego dzielenia się czasem z dziećmi lub kupowanie im wciąż tych samych rzeczy” – doradza Jürgen Peeters – „Chodzi o emocje. Nie ma gotowej ściągawki-planu każdego kolejnego kroku”.

Link do badań Uniwersytetu w Kaliforni – Reciprocal links among differential parenting, perceived partiality, and self-worth: a three-wave longitudinal study

Autorka: Anna van de Breemer, “De Volkskrant”

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Ilustracja: Claudie de Cleen

W niektórych krajach policja jest równie zabójcza jak koronawirus

W wielu krajach policja angażuje się z nadmierną siłą w wymuszanie blokad (lockdown) lub godziny policyjnej. Organizacja Narodów Zjednoczonych ostrzegła w tym tygodniu liderów, którzy nadużywają zjawiska koronawirusa, aby poszerzać swoją władzę

Więźniowie w więzieniu w Izalco w Salwadorze muszą czekać w kolejce podczas operacji bezpieczeństwa prowadzonej przez policję. Zdjęcie: AP

Kenia

W Kenii policja jest równie zabójcza jak koronawirus. Pod pozorem egzekwowania godziny policyjnej i ograniczeń poruszania się w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa, Kenijczycy zostali pobici, skopani i zastrzeleni. Według oficjalnych danych liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa wynosi tam 14, zaś liczba ofiar śmiertelnych z powodu brutalności policji już dwa tygodnie wyniosła 12. Według rządu Kenii ta liczba jest prawdopodobnie wyższa.

Kenijska policja słynie z przemocy. Egzekucje pozasądowe są częścią standardowego repertuaru. Ofiarami są często (rzekomi) przestępcy ze slumsów. Nadużywanie władzy pod przykrywką koronawirusa przypomina czasy wcześniejszych wyborów. Ponad dziesięć lat temu, gdy wybory w Kenii przerodziły się w powszechną przemoc, policja zastrzeliła setki osób. Kolejne wybory z 2017 r. przyniosły dziesiątki śmiertelnych ofiar.

„Podczas, gdy w innych krajach biegną ludzie na policję po pomoc, większość Kenijczyków biegnie w przeciwną stronę na widok policjanta”, pisze kenijska publicystka Rasna Warah. Policja w Kenii nie działa zgodnie ze swoim mottem „służenia wszystkim”, odzwierciedla raczej skorumpowane państwo, w którym politycy na równi nadużywają władzy. Dlatego brutalność policji rzadko jest karana.

Wiele ofiar częściowej blokady z powodu koronawirusa w Kenii poniosło śmierć na przełomie marca i kwietnia, krótko po wprowadzeniu godziny policyjnej. W portowym mieście Mombasa policja postanowiła nawet działać kilka godzin przed rozpoczęciem pierwszej godziny policyjnej: pasażerowie promu zostali pobici kijami i ostrzelani gazem łzawiącym. Teraz, miesiąc później, sytuacja nieco ustabilizowała się, a policja koncentruje się na pozbawianiu pieniędzy ludzi, którzy próbują uniknać obostrzeń.

Jedną z wielu twarzy ofiar śmiertelnej brutalności policji jest 13-letni Yassin Hussein Moyo. Akurat stał nocą na balkonie w domu rodziców, w slumsach Mathare w stolicy Nairobi, gdy został trafiony policyjną kulą w brzuch. Policja wyjaśniła, że ​​była to „zabłąkana kula” podczas operacji przeciwko ludziom ignorującym godzinę policyjną. Matka Moyo powiedziała lokalnym mediom, że agent tuż przed śmiertelnym strzałem skierował na krótko latarkę na Moyo. Na pogrzebie syna, ojciec Moyo powiedział: „W ciągu dnia zagrożeni jesteśmy wirusem, zaś w nocy mamy do czynienia z terrorem policyjnym”.

Salwador

Mocarzem z Salwadoru jest 38-letni Nayib Bukele i wygląda jak współczujący pracownik z młodzieżą: mocno przycięta broda, uśmiech na twarzy, kapelusz nasunięty na tył głowy. Jest u władzy od 1 czerwca, ale szczególnie w ostatnich miesiącach coraz wyraźniej widać, jak uśmiechający się prezydent chce utrzymać porządek: twardą ręką.

Salwador był jednym z pierwszych krajów w regionie, który zamknął swoje granice w połowie marca. Jeszcze przed odkryciem pierwszego przypadku zarażenia koronawirusem, Bukele poprosił parlament o ogłoszenie stanu wyjątkowego. „Podejmujemy szybkie, a nie perfekcyjne decyzje” – wyjaśnił. Od tego czasu biedny Salwador ma jedną z najostrzejszych kwarantann w Ameryce Łacińskiej.

Zainspirowane przez prezydenta wojsko i policja aresztowały tysiące ludzi, którzy nie przestrzegali dokładnie zasad. Lokale przeznaczone do izolowania pacjentów koronawirusa stały się aresztami dla przestępców. Wiele osób było przetrzymywanych na posterunkach policji przez wiele dni, bez ochrony przed wirusem, z którym Bukele próbuje walczyć. W dniu 1 kwietnia zmarł w areszcie mężczyzna.

Salwadorski Sąd Najwyższy trzykrotnie reagował w ostatnich tygodniach przeciw działaniom Bukele. Sąd uznał, że aresztowania są niezgodne z prawem. Ale według prezydenta cel uzasadnia środki: „Pięć osób nie będzie decydowało o śmierci setek tysięcy Salwadorczyków”, napisał na Twitterze 15 kwietnia, odnosząc się do najnowszego ostrzeżenia od najwyższych sędziów. Jak dotąd, według oficjalnych danych, na koronawirusa zmarło ośmiu Salwadorczyków.

W ten weekend udzielił policji i armii jeszcze więcej władzy, nie z powodu wirusa, ale by podjąć działania przeciwko gangom przestępczym. Po nagłym wzroście liczby morderstw, w piątek 24 kwietnia, Bukele ogłosił, że władze mogą stosować „śmiertelną przemoc”. Umieścił w ciemnych celach izolacyjnych, tysiące więźniów należących do rywalizujących ze sobą gangów, wiedząc, że może to doprowadzić do masakr.

Członkowie gangu otrzymali ostrzeżenie, ale zwykli Salwadorczycy, którzy zmuszeni są siedzieć w domach również: każde omyłkowe wyjście poza  drzwi może być śmiertelne.

(poniżej fotografii dalszy ciąg tekstu)

Salwador. Zdjęcie: Reuters

Filipiny

W dniu 21 kwietnia, 33-letni weteran armii, Winston Ragos, wyszedł na ulice po codzienne zakupy: colę i papierosy. Wkrótce potem został zastrzelony przez policję.

Ragos został zwolniony z wojska w 2017 r. z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym. Od tego czasu mieszkał ze swoją ciotką w Quezon City. Jego matka próbowała ostatnio go umieścić go w szpitalu, ale powiedziano jej tam, że przyjęcie jest zbyt ryzykowne z powodu koronawirusa. Ragos otrzymał na pierwszy tydzień leki, ale gdy ich zapas skończył się, jego stan ponownie się pogorszył.

W tym stanie policja spotkała go na ulicy. Na filmie zarejestrowanym przez obserwatora zajścia widać, jak weteran podnosi do góry ręce, podczas gdy oficerowie trzymają go w celowniku. Kiedy Ragos odwrócił się, powiedział coś drwiącego i skierował rękę do torby, aby coś wyjąć, oficer strzelił do niego dwa razy. Weteran zmarł na miejscu.

Według policji była to samoobrona. Jednak organizacja praw człowieka Human Rights Watch potępia akcję policji jako nieproporcjonalną. Według pracownika organizacji, Carlosa Conde, nie był to pojedynczy incydent. Według danych policji krajowej aresztowano 31 000 osób, 6100 zostało ukaranych grzywną, a 99 000 zostało ostrzeżonych.

Na początku kwietnia prezydent Filipin Rodrigo Duterte polecił policji strzelać do cywili, którzy „powodują problemy” podczas blokady. Rozkaz jest zgodny z polityką Duterte dotyczącą eliminowania handlarzy narkotyków. Carlos Conde z Organizacji Praw Człowieka twierdzi, że do tej pory zastrzelono trzy osoby z powodu przekroczenia zasad wprowadzonej blokad.

Według Organizacji Praw Człowieka, władze nadużywają sytuacji kryzysowej, aby uciszyć krytyków. Siedmiu aktywistów, którzy zostali aresztowani podczas dystrybucji żywności w prowincji Bulacan, zostało oskarżonych o „podżeganie oporu przeciw rządowi”. Według jednego z aktywistów, byłego kongresmena Ariela Casilao, grupa uzyskała licencję na dystrybucję żywności.

Istnieją również przykłady Filipińczyków, którzy byli nękani lub aresztowani za krytyczne wiadomości na Facebooku. Na przykład aktorka i scenarzystka, Maria Victoria Beltran, została zatrzymana dwa dni po opublikowaniu wiadomości, która według władz była fałszywa.

Maroko

Mi Naïma, 48-letnia gwiazda vloga z Fes, została aresztowana 18 marca za rozpowszechnianie fałszywych wiadomości. W filmie zaprzeczyła istnieniu koronawirusa, wzywając swoich prawie 500 000 obserwujących do nieprzestrzegania zasad. Niecały miesiąc później została skazana na rok więzienia w Casablance.

Aresztowanie Mi Naïmy miało miejsce przed ogłoszeniem „stanu wyjątkowego” w Maroku 20 marca. Od tego czasu policja nie powstrzymuje się. W marokańskim piśmie „Maroc Hebdo” rzecznik policji powiedział, że dokonano ponad 120 aresztowań za rozpowszechnianie fałszywych wiadomości. To zaledwie ułamek wszystkich aresztowań: ponad 75. tysięcy.

Do chwili obecnej w Maroku doszło do 163 zgonów i 4246 zachorowań. Jest to dalekie od szokującej liczby ofiar śmiertelnych w wielu krajach europejskich, ale ograniczenia wolności są nie mniejsze. Ktokolwiek chce wyjść na zewnątrz w ciągu dnia, potrzebuje oświadczenia podstemplowanego przez władze. Obowiązkowa jest również maska ​​na usta. Ostatnie zaostrzenie zasad nastąpiło wraz z początkiem Ramadanu. Teraz jest godzina policyjna pomiędzy 19:00 a 5:00 rano. W innych latach jest szczególnie przyjemnie na ulicy.

Chociaż marokańska policja zawsze uważnie obserwowała obywateli, teraz korzystają dodatkowo z nowych technologii. Wypróbowują drony, które wykrywają miejsce przebywania ludzi na ulicy, na przykład poprzez pomiar promieniowania podczerwonego. Agenci zaczęli także używać aplikacji, z której mogą odczytać, przez które punkty kontrolne ktoś przechodzi. Ten ostatni środek niepokoi krytyków, gdyż kto zapewni, że aplikacja ta zniknie po zakończeniu epidemii?

Podobnie dzieje się w przypadku polowań na fejk nieuwsy. Inny vloger, Mustapha Swinga, ujawnił, że w opracowaniu jest prawo awaryjne, które pozbawi Marokańczyków możliwości wzywania do bojkotów – i jest to tylko jeden z ostatnich środków władzy cywilnej.

Autorzy: Mark Schenkel, Joost de Vries, Jeroen Visser, Maartje Bakker, niderlandzki dziennik ‘De Volkskrant’

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska

Kraje z przywódczyniami-kobietami radzą sobie lepiej. Przypadek?

Niemcy, Nowa Zelandia i Tajwan pozytywnie wyróżniają się swoim podejściem do problemu koronawirusa. Czy to przypadek, że wszystkie te trzy kraje prowadzone są przez kobiety?

Prezydentka Tajwanu, Tsai Ing-wen. Zdjęcie: EPA

Na tle grilowania wirusem w wykonaniu silnych mężczyzn, takich jak Donald Trump (Stany Zjednoczone), Xi JinPing (Chiny) lub Jair Bosonaro (Brazylia) – Angela Merkel (Niemcy), Jacinta Adern (Nowa Zelandia) i Tsai Ing-wen (Tajwan) wydają się być latarniami morskimi stabilności i racjonalności.

Merkel i Adern swoją charyzmą ‘stonowały’ krzywą zarażeń w swoich krajach. Liczba zgonów jest tam niższa niż w innych, porównywanych krajach. Są w czołówce długiej drogi ku czemuś normalnmu.

Prezydentka Tajwanu, Tsai Ing-wen, wywarła jeszcze większe wrażenie swoją wysoce skuteczną reakcją na pierwsze pogłoski o zakażeniach koronawirusem w sąsiednich Chinach. Przystąpienie jej kraju do Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) – na co arcy wrogie Chiny miały duży wpływ – z pewnością powinno być poważnie omówione.

Pod rządami Tsai Ing-wen (wcześniej prawniczki i byłej profesorki na dwóch głównych wydziałach prawa w Tajpej) Tajwan stał się być może nawet światowym liderem w walce z pandemią.

Obecnie kraj ten wydaje się mieć również pod kontrolą nieuniknioną drugą falę zarażeń. Pomimo bliskości Chin, pierwszego epicentrum pandemii, Tajwan opłakuje tylko sześć ofiar śmiertelnych i w międzyczasie dostarcza już do Stanów Zjednoczonych i Europy miliony wysokiej jakości maseczek.

Amerykański magazyn biznesowy ‘Forbes’ zauważył to jako pierwszy: czy kraje kierowane przez kobiety byłyby rozsądniej zarządzane, gdyby zaszła rzeczywiście taka potrzeba dla ludzi?

Brytyjska gazeta ‘The Independent’ wyjaśniła to w następujący sposób: nie świadczy to jeszcze o tym, że kobiety są lepsze od mężczyzn, lecz o tym, że wyborcy w Niemczech, Nowej Zelandii i na Tajwanie byli na tyle sprytni, aby wybrać najbardziej wykwalifikowaną osobę do kierowania swoim krajem – nie bacząc na płeć. To samo mogli zrobić gniewni wyborcy z niektórych upadających macho-krajów.

(poniżej fotografii dalsza część tekstu)

Kanclerz Angela Merkel. Zdjęcie: EPA

„Nikt nie chce tego słyszeć, ale nie jesteśmy u końca pandemii, ale wciąż na początku” – Angela Merkel

Merkel nadaje ton

Według wielu międzynarodowych komentatorów, prawie nikt nie może dorównać wyrazistemu przywództwu kanclerz Angeli Merkel (wcześniej chemiczki). Niemcy (gdzie w chwili obecnej jest „tylko” 5976 zgonów na 157 770 potwierdzonych zakażeń) opiekują się pacjentami z koronawirusem z całej Europy i nadają ton w UE w sprawie walki przeciw wirusowi. Merkel zainicjowała duży program testowy, podjęła szybkie działania w sprawie kwarantanny i zażądała współpracy między krajami związkowymi (landami).

Stało się to w następstwie faktu, iż niemiecka służba zdrowia ma po prostu więcej środków niż inne kraje i na ogół jest lepiej zorganizowana. Jednakże Merkel nigdy nie robi nieodpowiednich falstartów.

„Nikt nie chce tego słyszeć, ale nie jesteśmy u końca pandemii, ale wciąż na początku” – powiedziała w zeszłym tygodniu niemieckiemu parlamentowi. „Kraj stoi na ‘cienkim lodzie’” – dodała. Niemcy nie są łyżwiarzami, ale rozumieją to lepiej niż niektórzy Holendrzy, (wyj. liderzy tego sportu).

Zwrot pensji

Jacinda Ardern (wcześniej ekspertka ds. komunikacji i była współpracowniczka brytyjskiego premiera Tony’ego Blaira) również od razu wyraziła się jasno i okazała solidarność z ekonomicznymi trudnościami rodaków, przekazując jedną piątą swojej pensji (i ministrów swojego rządu). Od północy, dozwolone jest w Nowej Zelandii (gdzie aktualnie jest 19 zgonów spowodowanych koronawirusem), aby niektóre przedsiębiorstwa, takie jak z branży budowlanej, mogły zostać ponownie otwarte. Przepisy dotyczące dystansu społecznego nadal obowiązują. Ardern powiedziała, że naród otwiera gospodarkę, ale nie życie społeczne ludzi.

(poniżej fotografii dalszy ciąg tekstu)

Premierka Nowej Zelandii Jacinda Ardern. Zdjęcie: Getty Images

Norweska premierka Erna Solberg (socjolożka, politolożka i ekonomistka) wyróżniła się tłumaczeniem dzieciom kwestii wirusa – czymś, co amerykański kanał informacyjny CNN wolałby zobaczyć w wydaniu bohaterów ulicy Sezamkowej niż prezydenta.

Koronawirus na świecie, według liczby ofiar śmiertelnych

Klikając na link: https://www.datawrapper.de/_/SasT6/ – można wyszukiwać dane według kraju (wpisując nazwę kraju w języku angielskim) lub sortować tabelę według kategorii. Duża część ogólnej liczby przypadków została już wyleczona. Kraje europejskie wyróżnione są kolorem żółtym.

(poniżej ilustracji dalszy ciąg tekstu)

Jest to historia dobrze znana, że ​​kobiety-polityczki, gdy już osiągają szczyt, często musiały o niego walczyć ciężej niż mężczyźni. W praktyce oznacza to, że często mają wyższe wykształcenie w porównaniu do rywali-mężczyzn. Ale też otrzymują mniej od nich przestrzeni na pomyłki.

Jeden z internautów zauważył na Twitterze: „Jeśli Amerykanie zastanawiają się, dlaczego ich śmiertelność jest znacznie wyższa niż w Niemczech, to może dlatego, że niemieckia kanclerz jest specjalistką w dziedzinie chemii kwantowej, podczas gdy prezydent USA był prezenterem reality-tv”.

Autor: Bob van Huet, ‘Het Algemeen Dagblad’

Tłumaczenie: Marzenna Donajski / Donajska